Siemka! Już po Świętach, więc trzeba się powoli szykować do szkoły -,-'' Przed rozdziałem mam do Was pewą sprawę. Chciałabym Was bardzo przeprosić, że nie komentowałam jeszcze praktycznie większości blogów, ale jakiś tydzień (jak nie dłużej) nie wchodziłam na kompa z braku czasu i teraz mam duuużo do nadrabiania. Czytam w każdej wolnej chwili, ale teraz też nie ma ich znowu tak dużo, ile bym chciała.. Proszę tylko żebyście nie gniewały się na mnie! Jak najszybciej postaram się wszystkie te zaległości nadrobić :) A teraz zapraszam na rozdział... AND HAPPY NEW YEAR! Pamiętajcie, że taki jak początek roku, taki cały rok!! :D
Rozdział 17
Wszystkie siedziałyśmy w kuchni i
debatowałyśmy o całej tej sytuacji. Chłopcy siedzieli przed telewizorem w
salonie. Wszystkie nasze telefony leżały na stole przed nami, gdyż co chwila
dzwoniłyśmy do Zuzy i czekałyśmy, aż się odezwie.
- Jak można być tak
nieodpowiedzialnym! – Gabi pokiwała głową z dezaprobatą. – Wylądowała już
jakieś 3 godziny temu i jeszcze się nie odezwała!
- Przecież wie, że będziemy się
martwić! – dodała Jula.
- Jeśli zaraz nie da znaku życia,
to jadę do Polski! – dorzuciłam swoje 3 grosze.
- My z tobą! – dołączyły do mnie.
- Dziewczyny… - do kuchni wszedł
Carlos.
- Czego?! – wrzasnęłyśmy
wszystkie na niego pod wpływem emocji, przez co biedak się przestraszył i
wybiegł z pomieszczenia.
- Sorki! – krzyknęłyśmy.
- Dobra, opanujmy się. –
odetchnęłam głęboko.
- Może spróbujmy jeszcze raz do
niej zadzwonić? – zaproponowała zrezygnowana Jula.
- Jak chcesz. Spróbować zawsze
można. – wzruszyłam ramionami. W końcu każda z nas z 15 razy dobijała się do
Zuzy i nie przyniosło to żadnego efektu. Dziewczyna wzięła telefon do ręki i
wykręciła numer.
- Aaaa! – pisnęła, wstając
gwałtownie i przewracając krzesło.
- Co się stało?! – podbiegłyśmy
do niej.
- Jest sygnał! Jest sygnał!! –
wydarła się na cały dom.
- Taaaak! – krzyknęłyśmy. Zaraz
wbiegli do pomieszczenia chłopcy, potykając się jeden o drugiego.
- Odebrała?! – chciał wiedzieć
Kendall.
- Jeszcze nie. Ciii! – uciszyła
nas Julia. Momentalnie zamilkliśmy i zdenerwowani wpatrywaliśmy się ze
kupieniem w telefon.
- Daj na głośnomówiący. –
podsunęłam. Zrobiła to i dalej czekaliśmy.
- Tak? – po drugiej stronie usłyszeliśmy zaspany głos naszej
przyjaciółki.
- Zuza!
- Czemu się nie odzywałaś?!
- Co u ciebie?!
- Kiedy wracasz?! – krzyczeliśmy
wszyscy naraz.
- Hej, hej. Spokojnie. Nic nie
rozumiem. – rozbudziła się trochę. Julia wyłączyła głośnik i przyłożyła
urządzenie do ucha.
***
*rozmowa telefoniczna*
- Cześć kochana! Czemu się nie
odzywałaś? – spytałam.
- Przepraszam, ale nie miałam do tego głowy. – odpowiedziała
zmęczonym głosem.
- Co się stało? – przerzuciłam się na j. polski, tak jak ona.
- Nie chcę o tym mówić.. – szepnęła.
- Czemu? Nawet nie wiesz jak się martwiliśmy o ciebie! Proszę, powiedz co
się stało. – nalegałam.
- Jesteś sama? – spytała po chwili ciszy zrezygnowanym tonem.
Przebiegłam wzrokiem po wszystkich zgromadzonych wokół mnie i próbujących za
wszelką cenę coś usłyszeć. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem udałam
się do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz, żeby na pewno nikt nam nie
przeszkodził i usiadłam na łóżku.
- Teraz tak. Możesz mówić o co chodzi.
- Moi rodzice i siostra mieli wypadek. – powiedziała wreszcie.
- O mój Boże! Coś się im stało?!
- Karolina ma tylko kilka siniaków i zadrapań. Niedługo powinna wyjść ze
szpitala. – odparła.
- Na szczęście. – uspokoiłam się trochę. – A jak rodzice? – cisza.. – Co
z nimi? – znowu się zdenerwowałam. – Czy
oni… - urwałam, nie chcąc wypowiedzieć tych słów.
- Nie żyją… - powiedziała łamiącym się głosem. Krzyknęłam mimowolnie,
szybko zasłaniając sobie ręką usta. Chociaż nie znałam ich za dobrze, to mogłam
się domyślić jak cierpiała w tej sytuacji Zuzia. Została sama z małą siostrą!
- Już do ciebie lecę. – zdecydowałam.
- Nie trzeba, naprawdę. Wolę teraz być sama z Karoliną. Musimy się z tym
uporać.. – było po niej słychać, że zaraz się rozpłacze.
- Jak chcesz. Ale jeśli tylko będziesz potrzebowała wsparcia, to wiesz,
że zawsze możesz do nas zadzwonić. O każdej porze dnia i nocy. –
zapewniłam.
- Tak, wiem. Dziękuję.
- A kiedy wrócisz? – zapytałam. Znowu cisza.. – Tylko mi nie mów, że nie wracasz?! – nie dowierzałam.
- Przepraszam, ale mam teraz sporo do załatwienia w Polsce. Muszę
zorganizować pogrzeb, przypilnować realizacji testamentu i zająć się siostrą. A
poza tym, to jak sobie wyobrażasz moje mieszkanie w USA? A co z Karoliną?
- A pytałaś się jej, czy chciałaby z tobą tu przyjechać?
- Nie. Ale nawet jeśli, to teraz nie wchodzi to w grę.
- Czyli widzimy się w LA jak to wszystko się uspokoi, tak? – musiałam
to wiedzieć!
- Pomyślę. Nic nie obiecuję. Zobaczę jeszcze. – odpowiedziała. - Mam tylko jedną prośbę.
- Zrobię wszystko!
- Nie mów nic chłopakom. To ich zupełnie nie dotyczy. – poprosiła.
- Jak to ich nie dotyczy?! To są twoi przyjaciele! Wiesz jak się
martwili?! – troszkę się zbulwersowałam, ale gdy tylko usłyszałam jej
przepełniony smutkiem głos, zmiękłam.
- Nie znamy się długo, nie wiedzą o mnie praktycznie nic. Nie chcę, żeby
litowali się nade mną teraz, kiedy rozklejam się na każde wspomnienie… - głos
jej się załamał, przez co i mi w oczach stanęły łzy. – Obiecuję, że wyjaśnię im wszystko sama, gdy się pozbieram. I poproś
ich, żeby nie nękali mnie telefonami. – jakby troszkę się uśmiechnęła.
- Dobrze kochana, jak chcesz. Wracaj do nas szybko.
- Trzymajcie się. Pozdrów wszystkich ode mnie. Pa.
- Pa. – pożegnałam się i odłożyłam telefon. Zaczęłam myśleć o naszej
rozmowie. Nie mogę sobie wyobrazić co ona teraz przeżywa! Pewnie strasznie
cierpi! Mimowolnie po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nagle coś sobie uświadomiłam
– muszę powiedzieć o tym dziewczynom! Zuzia mówiła tylko, żeby nie wspominać o
niczym chłopakom, ale nie najlepszym przyjaciółkom. Podeszłam do drzwi i otworzyłam
je. To, co za nimi ujrzałam, niespecjalnie mnie zdziwiło. Otóż cała szóstka
stała tam i nachylała się w stronę drzwi. Kiedy mnie zobaczyli, wyprostowali
się.
- My wcale nie podsłuchiwaliśmy. –
zapewnił Carlos.
- To teraz nie ważne. – odparłam.
Złapałam Agę i Gabi, po czym wciągnęłam je do środka i ponownie zamknęłam
drzwi.
- Ej! – zaprotestowali chłopcy.
Nie zwróciłam na nich najmniejszej uwagi i siadając z dziewczynami na łóżku
opowiedziałam im, co się stało. Tak jak przypuszczałam rozpłakały się, przez co
i ja znowu się poryczałam. Kiedy się opanowałyśmy, Aga i Gabi wyszły z mojego
pokoju, a ja położyłam się na moim wygodnym łóżeczku. Zmęczył mnie ten płacz,
więc dość szybko zasnęłam.
***
Ta rozmowa z Julą była ciężka.
Żeby spokojnie jej wszystko wyjaśnić, wyszłam do łazienki i teraz właśnie
stałam przed lustrem i poprawiałam makijaż, żeby nie pokazać Karolinie, że się rozkleiłam.
W miarę zadowolona z efektu wróciłam na salę. Kars zasnęła. Bardzo dobrze,
potrzebuje teraz odpoczynku. Ja sobie raczej nie pośpię, bo tu nie mam gdzie, a
do domu nie mam ochoty wracać. Myśleć też nie chcę, bo nic dobrego z tego teraz
nie wyniknie. Co mogę robić? Zadzwonić? Nie, nie mam ochoty na rozmowy. Może
przejść się? Tak. Chyba pójdę na spacer. Napisałam tylko karteczkę dla siostry,
że wyszłam do parku i niedługo wrócę, gdyby się obudziła, i opuściłam budynek
szpitala. Udałam się do parku, z którym wiążę najprzyjemniejsze w tej chwili
wspomnienie. Usiadłam na ławce i przypominałam sobie ten dzień, w którym
spotkałyśmy tych wariatów z LA. Wtedy cieszyłam się, że rodzice wyjechali i mam
dom dla siebie, ale teraz wolałabym sto razy bardziej, żeby nigdzie więcej nie
jeździli.. Stop! Żadnych wspomnień powodujących płacz! Odchyliłam głowę do tyłu
i pomyślałam o przyjaciołach. Już się za nimi stęskniłam! Ale nie mogę
wyjechać.. Teraz nie mogę myśleć o sobie, muszę skupić się głównie na dobru
Karoliny. Czy poradzę sobie w nowej roli? Nie byłam pewna. Położyłam rękę na
ławce, ale szybko ją cofnęłam, gdyż coś ukuło mnie w nią. Okazało się, że
leżała tam żyletka. Podniosłam ją i przyjrzałam się jej dokładnie. Po chwili
namysłu przyłożyłam ją…
Taki chyba trochę nudny mi rozdział wyszedł, jak spojrzę na niego... Wiem, że teraz będziecie zaprzeczać, ale ja wiem swoje :) A tak poza tym, to słyszałyście pewnie o wypadku Logana.. Ja się poryczałam, jak o tym czytałam! Chwała Bogu, że miał na sobie tę kurtkę.. To do następnego ;*** AHA! I dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem, a zwłaszcza Alicji Bohdanowicz - twój komentarz dał mi powera do pisania :D