czwartek, 20 września 2012

Rozdział 10


Rozdział 10

Tak jak postanowiłyśmy, najpierw udałyśmy się do pizzerii. Tłok był straszny, ale grzecznie czekałyśmy na swoją kolej, bo bardzo zgłodniałyśmy. Gdy wreszcie złożyłyśmy zamówienie było już po 18, więc musiałyśmy odpuścić sobie zakupy. Kiedy kończyłyśmy jeść, wszystkie naraz dostałyśmy SMS-a: „Impreza. Dzisiaj. U mnie. Wpadnij ok. 19.30. Czekam. Jula”. Spojrzałyśmy na siebie z uśmiechem. No to problem gdzie pójść został rozwiązany! Dzięki ci Jula! J Szybko dokończyłyśmy pizze i nie tracąc czasu poszłyśmy w stronę domu Julki. To nasza koleżanka z którą znamy się praktycznie od przedszkola. Pewnie jej rodzice gdzieś wyjechali, bo nigdy nie zgodziliby się na imprezę, chyba że urodzinową. Są strasznie surowi i przewrażliwieni na punkcie wychowania swojej córeczki, która ma już 20 lat! Moje rozmyślania o rodzinie koleżanki przerwał ktoś, kogo się nie spodziewałam.

- Kamil! – wrzasnęłam i rzuciłam się na szyję zdezorientowanemu chłopakowi. On dopiero po chwili oprzytomniał i odwzajemnił uścisk.

- Hej mała! Co tam? – powiedział. Momentalnie odsunęłam się od niego i spojrzałam spode łba. Nienawidzę, gdy KTOKOLWIEK mówi do mnie „mała”! On tylko roześmiał się.

- Ok., ok. Przepraszam, zapomniałem. Nie jesteś już taka mała. – i ponownie się zaśmiał. Żeby go uspokoić, zrobiłam to, co kiedyś gdy byliśmy młodsi – strzeliłam go w łeb.

- Auuu! – zawył. – Czemu to zrobiłaś? – zapytał z wyrzutem.

- Ok., ok. Przepraszam, zapomniałam. Nie jesteś już taki mały. – przedrzeźniłam jego głos. Dziewczyny wybuchły śmiechem, a po chwili Kamil też.

- Widzę, że kuzyneczka się wycwaniła! – powiedział, gdy już się opanował. Ja tylko się uśmiechnęłam i pokazałam mu język.

- Dobra, dosyć tej dziecinnej sprzeczki! My też się chcemy przywitać! – zawołała Gabi.

- Sorki, nie zauważyłem was. Hej dziewczyny! – pomachał im. – Siemka Gabi. – uścisnął włoszkę. – Hejka Aga. – przytulił ją.

- Kiedy my się ostatnio widzieliśmy? – zapytała Gabriella.

- Wy- chyba na mojej osiemnastce. My- na święta. – odparłam.

- Boże, ponad rok czasu! Musimy to odrobić. Co masz teraz w planach? – Aga zwróciła się do Kamila.

- Teraz? Właśnie szedłem do domu. A co? – Spojrzał na nas pytająco.

- To chodź z nami na imprezę. – zaproponowałam.

- W sumie to dawno nigdzie nie byłem, więc chętnie. – zgodził się z uśmiechem.

- A tak właściwie to co ty tu robisz? Nie powinieneś być w Nowym Jorku? – zapytałam chłopaka, gdy wszyscy szliśmy do jego domu, żeby się przebrał.

- Tacie wypadł jakiś ważny wyjazd służbowy i nie będzie go jakiś miesiąc, a powiedział, że nie zostawi mnie samego w domu po ostatnim… – na nasze pytające spojrzenia odpowiedział tylko „Lepiej nie mówić.” - … więc wysłał mnie do mamy na ten czas. Przyjechałem jakieś 2 godziny temu. – wyjaśnił. Rodzice mojego kuzyna są rozwiedzeni od jakichś 10 lat. Kamil mieszka z ojcem w Nowym Jorku, ale odwiedza matkę tak często jak może.

- I przez te 2 godziny nie wpadłeś na to, żeby mnie odwiedzić? – udałam naburmuszoną.

- Oj mała… - w łeb. – ZUZA… - zaakcentował moje imię. – Nie masz o co się gniewać. Prędzej czy później i tak bym cię odwiedził. – Nie zdążyłam na niego nakrzyczeć za to „prędzej czy później”, bo byliśmy już pod jego domem. Przywitaliśmy się z jego mamą a moją ciocią i gdy tylko Kamil zmienił strój ruszyliśmy w stronę domu Julki. Na miejscu drzwi otworzyła nam niezbyt szczęśliwa brunetka.

- Hej! Wejdźcie. – powiedziała i nieszczerze się uśmiechnęła.

- Ej, co jest? – zapytałam, kiedy weszliśmy do środka.

- Nie, nic. Serio. – odpowiedziała odwracając wzrok. Nie potrafiła kłamać prosto w oczy. Jak na zawołanie my (oprócz Kamila) założyłyśmy ręce na piersi i stanęłyśmy w wojowniczych pozach, mówiąc jednocześnie:

- Nas nie nabierzesz. – zawsze tak robiłyśmy, gdy czułyśmy, że któraś kłamie. Chłopak spojrzał na nas ze zdziwieniem, na co odpowiedziałyśmy uśmiechem, by po chwili znów powrócić do zaciętych min. On tylko pokręcił z rozbawieniem głową. Jula przez chwilę błądziła wzrokiem po pomieszczeniu, ale gdy tylko spojrzała na nas, skapitulowała.

- No dobra! Coś się stało… - przyznała w końcu.

- Mów. – rozkazałyśmy w tym samym czasie.

- No bo boję się, że jak tylko wszyscy przyjdą, to i tak zaraz sobie stąd pójdą! – powiedziała wystraszona. Może normalnie nie ma się czym przejmować, ale u nas coś takiego, jak wyjście z twojej imprezy oznacza, że odtąd jesteś społecznym wyrzutkiem, tzn. nie jesteś zapraszany do nikogo, unikają cię, nie odpowiadają ci na ulicy, itp. Tak jest od czasów gimnazjum. Każdy byłby przerażony!

- Ale dlaczego niby mieliby wyjść? – zapytałam.

- Bo moi rodzice dla pewności zamknęli pod kluczem wszystko, co może odtwarzać muzykę! Nawet gdybym próbowała się tam dostać, to nic z tego, bo założyli alarm antywłamaniowy. A przecież bez muzyki nie będzie zabawy!

- Bez obrazy, ale w takim razie po co coś organizujesz? – wtrącił się Kamil.

- Przepraszam, ale kto ty? – zwróciła się do niego załamana dziewczyna. No tak! Oni się nie znają!

- Jula- Kamil, Kamil- Jula. – szybko ich sobie przedstawiłam.

Podali sobie ręce i Julka odpowiedziała na jego pytanie:

- Postanowiłam jednak zrobić imprezę, bo udało mi się znaleźć dość tani zespół, który miał na niej zagrać, a teraz zadzwonili i powiedzieli, że jednak nie dojadą! I co ja zrobię? Zaraz reszta ludzi zacznie się schodzić!- nawijała zdenerwowana.

- Przede wszystkim się uspokój. – poradziłam jej. – A skoro my jesteśmy pierwsi, to nie panikuj, bo coś razem wymyślimy. – dodałam.

- Zuza ma racje, pomożemy ci. – zgodziła się ze mną Gabi i wszystkie się przytuliłyśmy.

- Dobra, teraz pomyślmy. – powiedziała Aga, gdy już się od siebie oderwałyśmy. Mieliśmy różne sugestie, ale żadna nie była trafiona. Po jakimś czasie, kiedy już chcieliśmy się poddać, coś przyszło mi do głowy.

- Kamil, czy ty nadal grasz na perkusji? – zapytałam.

- Tak, a co? – odpowiedział zdziwiony chłopak.

- A z tego co wiem, Aga świetnie sobie radzi na klawiszach. – kontynuowałam, ignorując kuzyna. Dziewczyny już powoli łapały o co mi chodzi.

- Ja umiem grać na gitarze elektrycznej. – dorzuciła Gabi. Na twarzy Juli pojawił się wielki banan i z piskiem rzuciła się na nas. Zaczęła naszą trójkę tak mocno ściskać, że musiałam powiedzieć:

- Ostrożnie, bo jak nas udusisz, to z planu nici!

- Możecie mi wreszcie powiedzieć o co wam chodzi? – Kamil sprawiał wrażenie lekko zirytowanego.

- Chłopcy! Im wszystko zawsze trzeba drukowanymi tłumaczyć! – mówiąc to przewróciłam oczami. Dziewczyny zachichotały, a on się naburmuszył.

- A więc. – zaczęłam mu tłumaczyć, specjalnie wolno sylabizując. – Skoro nie ma tamtego zespołu, to my ich zastąpimy. – wyjaśniłam.

- O nie! Nie ma mowy, żebym wystąpił przed tymi ludźmi! Nie namówisz mnie na to! – Kamilek chyba się troszeczkę przestraszył. Od razu uśmiech zniknął z twarzy Julki, odwróciła się do niego plecami, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Myślałam, że naprawdę się rozbeczała, ale w pewnym momencie podniosła lekko głowę i puściła do nas oczko. W duchu się roześmiałam, lecz żeby jej nie wydać zachowałam pokerową twarz, podobnie jak dziewczyny. Mój kuzyn za to na serio się przejął, że przez niego Jula się „rozpłakała” i po chwili zmiękł:

- No dobra! Wystąpię… - mruknął. W jednej sekundzie brunetka się uspokoiła i z uśmiechem przybiła z nami piątkę.

- Ej! To był szantaż emocjonalny! – krzyknął Kamil, ale po chwili się roześmiał. Poszliśmy zrobić próbę – na szczęście Julka miała potrzebny sprzęt (jest świetnym muzykiem, bo rodzice zapisywali ją na mnóstwo lekcji gry na instrumentach i potrafi grać na gitarze, perkusji, klawiszach, pianinie i saksofonie – wow…). Ja śpiewam. W końcu nie na darmo mama zapisała mnie do chóru już w wieku 7 lat. Akurat jak skończyliśmy uzgadniać jakie piosenki możemy zagrać (każdy z nas musiał je znać), zaczęli się schodzić goście. W środku pewnie wszyscy marzyliśmy o tym, żeby tamten zespół jednak przyjechał, ale skoro obiecaliśmy, że wystąpimy, to to zrobimy. Nim się obejrzałam już Jula zawołała nas na scenę. No i się zaczęło! Zagraliśmy kilka piosenek polskich i kilka zagranicznych, a w międzyczasie zrobiliśmy też kilka przerw. Gdy już mieliśmy kończyć, bo zrobiło się naprawdę późno, stało się coś, czego się żadne z nas nie spodziewało. Żegnaliśmy się właśnie z publicznością, a oni nam przerwali i zaczęli skandować „Jeszcze! Jeszcze!”. Spojrzeliśmy po sobie zmieszani, bo zagraliśmy już wszystko, co wcześniej uzgodniliśmy. Przyszło mi wprawdzie coś do głowy, ale nie byłam pewna, czy uda nam się to wykonać. Wiedziałam, że ja na pewno dam radę zaśpiewać, ale co z resztą? W końcu postanowiłam zaproponować to wszystkim, więc przywołałam ich do siebie. Aga i Gabi nie miały zastrzeżeń, bo jak twierdziły im też te piosenki uda się zagrać. Gorzej było z Kamilem, który nie kojarzył ani jednej. Musieliśmy szybko coś wymyślić. Tym razem na pomysł wpadła Gabi. Podbiegła do Juli i coś do niej powiedziała. Dziewczyna trochę się zawahała, ale po chwili kiwnęła twierdząco głową. Kiedy podeszły do nas Julka oznajmiła:

- Ja wiem jak należy zagrać te piosenki. Jestem fanką tego zespołu i mogę zastąpić Kamila. – chłopak przystał na to i zszedł ze sceny. Uzgodniłyśmy jeszcze szybko, które piosenki zagramy i dziewczyny zajęły miejsca za swoimi instrumentami, a ja powiedziałam do mikrofonu:

- Skoro chcecie nas jeszcze trochę posłuchać, wykonamy teraz dwie piosenki naszych nowych przyjaciół, a mianowicie zespołu Big Time Rush! – to ostatnie wykrzyczałam, a na sali rozległy się piski większości dziewczyn. Na pierwszy ogień poszła "Big Time Rush":

(Razem)
Oh, Oh, Oh, Ooooh
Oh, Oh, Oh, Ooooh
Oh, Oh, Oh, Ooooh

(Zuza)
Make it count
Play it straight
Don't look back, don't hesitate
When you go

(Razem)
Big time

(Zuza)
What you want
What you feel
Never quit and make it real
When your roll

(Razem)
Big time

(Zuza)
Oh o Woah

(Razem)
Hey! (Ooh) Hey! (Ooh)

(Zuza)
Listen to your heart now

(Razem)
Hey! (Ooh) Hey! (Ooh)

(Zuza)
Don't ya feel the rush?

(Razem)
Hey! (Ooh) Hey! (Ooh)

(Gabi)
Better take your shot now

Oh, ohhh (Hey)
Oh, ohhh (Oooh)

(Razem)
Go and shake it up, what ya gotta lose?
Go and make your luck with the life you choose
If you want it all, lay it on the line
It's the only life you've got so you gotta live it big time

Oh, Oh, Oh, Ooooh
Oh, Oh, Oh, Ooooh

(Aga)
Step it up
Get in gear
Go for broke
Make it clear

(Zuza)
Gotta go

(Razem)
Big time

(Zuza)
Ohh–Heeey

(Gabi)
Make it work
Get it right
Change the world overnight

(Zuza)
Gotta dream

(Razem)
Big time
(Gabi)
Oh o Woah
 
(Razem)

Hey! (Ooh) Hey! (Ooh)

(Zuza)
Give it all you got now

(Razem)
Hey! (Ooh) Hey! (Ooh)

(Zuza)
Isn’t it a rush?

(Razem)
Hey! (Ooh) Hey! (Ooh)

(Zuza)
Feel you want to start now

Oh, ohhh (Hey)
Oh, ohhh (Oooh)

(Razem)
Go and shake it up, what ya gotta lose?
Go and make your luck with the life you choose
If you want it all, lay it on the line
It's the only life you've got so you gotta live it big time

(Aga)
Look around

(Zuza & Gabi)
Every light that's shinin' now
Is brighter somehow

(Gabi)
Woah

(Aga)
Look around

(Zuza & Gabi)
Nothin's really as it seems, nothin' but dreams

(Gabi)
You and I

(Zuza & Aga)
Gonna make a brand new sound, like we own this town

(Gabi)
We can fly

(Zuza & Aga)
Now our feet are off the ground
We'll never look down

(Aga & Gabi)
Welcome to the big time

(Zuza)
All the pretty people... see 'em walkin' in the sunshine

(Aga & Gabi)
Welcome to the good times

(Zuza)
Life will never be the same

(Razem)
Go and shake it up, what ya gotta lose?
Go and make your luck with the life you choose
If you want it all, lay it on the line
It's the only life you've got so you

(Zuza)
Gotta live it
Big time

Oh, Oh, Oh, Ooooh
Oh, Oh, Oh, Ooooh

(Razem)
If you want it all, lay it on the line
It’s the only life you've got, so you gotta live it big time
Do ostatniej piosenki była nam potrzebna także śpiewająca Jula, więc Kamil się z nią zamienił. Zresztą nie miał zbyt dużo do grania na perkusji, także wystarczyło, że Julka mu pokazała raz, a on załapał. Gdy tylko rozbrzmiały pierwsze nuty piosenki „Count on you” wszyscy zaczęli pstrykać palcami do rytmu:

(Jula)
Now I’m about to give you my heart
But remember this one thing
I’ve never been in love before
So you gotta go

(Jula & Zuza)

Easy on me

(Zuza)

I heard love is dangerous
Once you fall you never get enough
But the thought of you leaving

(Zuza & Jula)

Ain’t so easy for me

(Jula)

Don’t hurt me
Desert me
Don’t give up on me

(Gabi)

What would I wanna do that for?

(Jula)

Don’t use me
Take advantage of me
Make me sorry I ever counted on you

(Razem)

1, 2, 3, 4 to the 5 [x4]

(Jula)

baby, I'm counting on you [4x]

(Zuza)

Understand I’ve been here before,
Thought I found someone I finally could adore

(Aga)

But you failed my test,
Got to know her better saw

(Aga & Jula)

I wasn’t the only one

(Jula & Zuza)

But I'm willing to put my trust you,
Baby you can put your trust in me

(Aga)

Just like a

(Aga & Jula)

count to 3,
(Aga)

You can

(Aga & Jula)

count on me

(Aga)

and you're

(Aga & Jula)

never gonna see

(Gabi)

No numbers in my

 (Gabi & Jula)

pocket.

(Gabi)

Anything I’m doing girl I'll drop

(Gabi & Jula)

it

(Gabi)

for you

(Zuza & Jula)

Cuz you’re the one I'm giving my heart to but I gotta be the only one

(Jula)

Don’t hurt me
Desert me
Don’t give up on me

(Jula & Gabi)

What would I wanna do that

(Gabi)

 For?

(Jula)

Don’t use me
Take advantage of me
Make me sorry I ever counted on you

(Razem)

1, 2, 3, 4 to the 5 [x4]

(Jula)

baby I’m counting on you [4x]

I really hope you understand
That if you wanna take my hand

(Zuza)

You should put yours over my heart
I promise to be careful from the start

(Jula)

I trust in you with love in me

(Zuza & Aga & Gabi)

Very very carefully

(Jula)

Never been so vulnerable

(Zuza)

Baby I'll

(Zuza & Jula)

make you comfortable

(Razem)

1, 2, 3, 4 to the 5

(Jula)

Yeah

(Zuza)

Baby I'm counting in you

(Razem)

1, 2, 3, 4 to the 5

(Jula)

Why would I want to do that hey yeah

(Razem)

1, 2, 3, 4 to the 5

(Gabi)

 Baby I'm counting on you

(Razem)

1, 2, 3, 4 to the 5

(Jula)

Now I’m about to give you my heart
So remember this one thing
I've never been in love before
Yeah you gotta go

(Razem)

Easy on me

(Jula)

Yeah

Na koniec krzyknęliśmy „Dzięki!” i dostaliśmy gromkie brawa, których zupełnie się nie spodziewaliśmy, kiedy to wszystko planowaliśmy. Impreza dobiegła końca, więc wszyscy powoli zaczęli opuszczać dom Julki, która aż tańczyła ze szczęścia! Niewątpliwie zorganizowała najlepszą imprezę tego roku! Gdy zostaliśmy już tylko my (Ja, Aga, Gabi, Kamil no i Jula), zaczęliśmy sprzątać – w końcu nie zostawimy z tym brunetki samej! I wtedy zdarzyła się druga niespodziewana rzecz. Ktoś do nas podszedł…
 

Rozdział 9


Rozdział 9

Gdy tylko weszłyśmy do mojego domu, w oczy rzuciły mi się torby stojące w przedpokoju. No tak. Weekend się skończył, więc rodzice i Karola wrócili od cioci.

- Cześć! – zawołałam. Cisza…

- Dzień dobry! – krzyknęły dziewczyny. Znów cisza…

- Dziwne. – mruknęłam pod nosem i ruszyłam po schodach na górę, do pokoju rodziców. Stanęłam pod drzwiami, położyłam rękę na klamce i nacisnęłam ją, jednocześnie zaczynając tyradę:

- Żarty sobie robicie?! To nie było zabawne! Czemu nie odpowiadaliście, jak was woła… - przerwałam wybuch, a raczej ktoś mi przerwał. Mianowicie Aga położyła mi rękę na ustach. Posłałam jej pytające spojrzenie, na co ona szepnęła:

- Nie widzisz, że śpią? – przyjrzałam się dokładniej moim rodzicom i siostrze (swoją drogą co ona robi w ich pokoju?! ) i stwierdziłam, że moja przyjaciółka ma rację. Spali sobie w najlepsze. Na palcach wyszłyśmy na korytarz i skierowałyśmy się do mojego pokoju. Otworzyłyśmy drzwi i ujrzałyśmy dość duże pomieszczenie z 2 białymi ścianami i jedną czarną naprzeciw drzwi. Na niej (tej czarnej) wisiał kolarz zdjęć przedstawiających mnie i moją rodzinę oraz znajomych, które sama zrobiłam. Pod nimi stało kilka mniejszych, białych szafek z czerwonymi akcentami, a w rogu była naprawdę ogromna szafa na moje ubrania i buty. Pod jedną z bocznych ścian, na prawo od drzwi, stało wielkie, czarne łóżko (specjalnie takie kupiłam, bo dziewczyny często u mnie nocują) z biało-czerwoną pościelą, a obok niego czerwono-czarna komoda, na której stała biała lampka nocna. Po przeciwległej stronie pokoju (na lewo od drzwi) nie było ściany, lecz ogromne okno, które ją zastępowało i sprawiało, że pokój był bardzo jasny. Okno wychodziło na mały lasek za domem, więc żaden wścibski sąsiad nie zaglądał do mojego królestwa. Zapomniałam dodać, że zaraz koło komody były drzwi do mojej własnej łazienki, a na środku pokoju leżał czarny, puchaty dywan. Po wystroju nie trudno zgadnąć jakie są moje ulubione kolory J. Jednak my nie rozglądałyśmy się zbytnio po pomieszczeniu, bo znałyśmy na pamięć każdy szczegół. Gdy tylko weszłyśmy do środka, od razu walnęłyśmy się na łóżko. Leżałyśmy tak i milczałyśmy, każda pochłonięta swoimi myślami. Po kilku minutach Gabi nagle poderwała się i powiedziała lekko wkurzonym tonem:

- Mam dość! Dziewczyny, nie możemy stać się wrakami tylko dlatego, że chłopcy wyjechali! Zobaczycie, że jeszcze wrócą do nas jak bumerang, a jak nie, to my pojedziemy do nich. Tak czy inaczej jeszcze ich zobaczymy, a do tego czasu korzystajmy z życia tak jak dawniej. Zamiast leniuchować poróbmy coś, chodźmy gdzieś. Co wy na to? – zakończyła z nadzieją. Spojrzałyśmy na siebie z Agą i zgodnie kiwnęłyśmy głowami.

- Taaaak! – krzyknęła Gabi.

- Ciiiii! – uciszyłyśmy ją.

- Taaaak! – „krzyknęła” szeptem, a my się zaśmiałyśmy. Podeszłam do mojej ogromnej szafy, otworzyłam ją na oścież i odwróciłam się do przyjaciółek.

- Najpierw wybierzmy sobie coś ładnego. – powiedziałam. Dziewczyny z ochotą przystały na moją propozycję i już po chwili każda miała swój strój w rękach. Ja wybrałam długie, czarne leginsy i czarną tunikę na jedno ramię, a do tego czarne szpilki, biało-czarną torebkę z czerwoną wstążką w jednym rogu, czarne kolczyki piórka, srebrne bransoletki i naszyjnik z zawieszką „Love”. Aga zdecydowała się na jasno różowe rurki, białą tunikę i czarną marynarkę, a do tego wisior z serduszkiem, okulary przeciwsłoneczne i czarne szpilki sandałki gladiatorki. Natomiast Gabi na krótkie, dżinsowe spodenki i popielatą bluzkę z jednym rękawem oraz czarne botki z ćwiekami, do tego czarną torebkę w kształcie serca, czarny kapelusz ze srebrnym paskiem, czarne kolczyki kółka, modną bransoletkę i naszyjnik z zawieszką w kształcie kokardki.

- A tak właściwie, to gdzie mamy zamiar iść? – zapytałam.

- To się zobaczy. – wesoło odpowiedziała Gabi. Z racji tego, że u mnie w domu są tylko 2 łazienki (jedna w moim pokoju, a druga na dole, w korytarzu łączącym kuchnię z salonem), to któraś z nas musiała poczekać na swoją kolej. Padło na Agę. Tak więc ja zajęłam moją łazienkę, a Gabi zeszła na dół. Agnieszka postanowiła wejść w tym czasie na neta. Wzięła laptopa i rozłożyła się na łóżku. Właśnie kończyłam się przebierać, gdy usłyszałam krzyk Agi:

- Dziewczyny! – zawołała. – Chodźcie szybko! Boże, musicie to zobaczyć!

W trybie ekspresowym ubrałam się do końca i wyszłam z łazienki.

- Czemu się tak drzesz?! Pamiętasz, że moi rodzice śpią?! – syknęłam.

- Ojej, zapomniałam. Sorki. – odpowiedziała. Po chwili dołączyła do nas Gabriella, której z ciekawości aż oczy błyszczały.

- No mów! O co chodzi? – ponagliła Agę. Nigdy nie była zbytnio cierpliwa.

- Ok. Zobaczcie co znalazłam w internecie. – mówiąc to, odwróciła w naszą stronę laptopa. Gdy tylko zobaczyłam pierwsze zdjęcie, krzyknęłam:

- CO?!

- Ciii. – uciszyła mnie Aga. – Czytaj.

Jak powiedziała, tak zrobiłam. W miarę czytania moje oczy robiły się coraz bardziej okrągłe. Gabi też. Otóż w tym artykule pisali tak: „Zespół Big Time Rush zawitał wreszcie do Polski! Szkoda że nie po to żeby wystąpić, ale może kiedyś… Chłopcy jednak się nie nudzili. Znaleźli sobie 3 piękne koleżanki. (tutaj zdjęcie nas wszystkich – prócz Jamesa – w parku) To one umiliły im pobyt w naszym kraju. Zapewne nie jedna dziewczyna chciałaby znaleźć się na ich miejscu. Logan Henderson, Carlos Pena i Kendall Schmidt najwyraźniej bardzo polubili te Polki. (3 zdjęcia w takiej kolejności: Logan łapiący Gabi w talii, Carlos trzymający Agę za rękę, ja leżąca na Kendallu) Zuzanna Krzemińska, Agnieszka Brzezińska i Gabriella Martinez były tak miłe, że odprowadziły naszych wokalistów na lotnisko. Na pewno będą bardzo tęsknić. (2 zdjęcia: Aga przytulająca Carlita i Gabi wtulona w Logiego oraz ja siedząca na ławce z Kendem) Tak więc niestety, fanki BTR, zdaje się, że każdy z chłopaków ma zajęte serce, bo jak wiadomo James również ma swoją wybrankę, piękną Katie Knight, z którą jest już od pół roku. Jednak nie wszystko wygląda różowo. Dowiedzieliśmy się, że jedna z nowych znajomych chłopców jest zajęta! Zuzanna Krzemińska jest dziewczyną lidera innego zespołu – Fallen Angels – Bartka Musiała.  (zdjęcie moje i Bartka jak się całujemy na lotnisku) Jak to zniesie Schmidt? Chyba nie będzie mu łatwo. (tutaj zdjęcie, gdy Kendall z wściekłą miną szedł na pokład samolotu) Tak czy inaczej trzymamy za Was kciuki! Big Time Rush – powodzenia!”.

- CO?! – tym razem krzyknęłam równo z Gabi.

- Że niby my z nimi? I jakie Big Time Rush? I że Kend zły o mnie i Bartka? I że… CO?! – gadałam jak nakręcona.

- Hej, spokojnie. W końcu to nic takiego strasznego. – próbowała mnie uspokoić Aga.

- Nic strasznego? – kontynuowałam. – A jak ktoś ze znajomych Bartka to zobaczy i mu powie, że zakochałam się w innym? On wtedy ze mną zerwie!

- Ale ty się przecież w nim nie zakochałaś, co nie? – z lekkim zwątpieniem zapytała Gabriella.

- Nie. – odpowiedziałam w miarę pewnym głosem.

- No to w czym problem? – Czekoladka (dop.aut. Gabi jest włoszką, więc cały czas ma czekoladowy kolor skóry) już nic nie rozumiała.

- A widziałaś to zdjęcie? – pokazałam jej to, gdzie ja leżę na Kendallu i śmiejemy się. – Myślisz, że Bartek mi uwierzy jak powiem mu, że spadłam z drzewa akurat prosto na blondyna? Gdyby mi ktoś podał takie wyjaśnienie, to sama uznałabym, że to zmyślił na poczekaniu.

- Jak tak na to spojrzysz, to rzeczywiście nieciekawie. – przyznała Aga.

- Wiecie co mnie ciekawi? – spytała po chwili milczenia Gabriella. Spojrzałyśmy na nią pytająco. – No co to Big Time Rush! – zawołała.

- No chyba zespół, nie? – odparłam.

- Ale jaki! – mówiąc to napisała w google „Big Time Rush”.  Wszystkie zaczęłyśmy czytać. Posłuchałyśmy nawet kilku piosenek. Bardzo mi się spodobały, tak jak dziewczynom. To sprawiło, że zapomniałam o Bartku.

- To idziemy się zabawić? – zaproponowała Gabi.

- Ale gdzie o tej porze? Jest jakaś 14. – powiedziałam.

- Ale zanim Aga się przebierze, zrobimy sobie fryzury i makijaże, to zrobi się później! – „ona jest wieczną optymistką” pomyślałam. Tak więc nie namyślając się dłużej zaczęłyśmy się szykować. Równo o 16.30 byłyśmy gotowe. Postanowiłyśmy najpierw zjeść w pizzerii, potem połazić po sklepach, a później iść do jakiegoś klubu. Zostawiłam kartkę rodzicom, żeby się nie martwili, i zamknęłam dom. Złapałyśmy się pod ramię i ruszyłyśmy na podbój miasta! J

 

Rozdział 8


Rozdział 8

Rozejrzałyśmy się po wnętrzu lotniska. Następnie spojrzałyśmy na siebie bezradnie. Było bardzo duże, a my nie wiedziałyśmy gdzie szukać chłopaków. Postanowiłyśmy zapytać kogoś z obsługi.

- Przepraszam! – zwróciłam się do jednej z pracownic, chyba stewardesy. – Wie pani może, gdzie mogłybyśmy znaleźć pasażerów lotu do Los Angeles? – zapytałam.

- Oczywiście. Proszę udać się w tamtą stronę. – wskazała ręką za siebie. – Jeśli ten kogo szukacie jest już na lotnisku, to na pewno znajdziecie go na końcu tego korytarza. – odparła z uśmiechem. Podziękowałyśmy jej i ruszyłyśmy we wskazanym kierunku. Rzeczywiście, po chwili dostrzegłam Bartka. Zaczęłam biec.

***

Troszkę się zgubiliśmy. W końcu musieliśmy się do tego przyznać. Lotnisko było spore, a my byliśmy tu pierwszy raz. Właśnie chcieliśmy poprosić kogoś o wskazanie drogi, gdy nagle zauważyliśmy Zuzę, Agę i Gabi. Rozmawiały ze stewardesą. Bez zastanowienia skierowaliśmy się w ich stronę.

- Ej, gdzie wy idziecie? – spytał zdezorientowany James. No tak… Przecież on nigdy ich na oczy nie widział!

- Widzisz te trzy dziewczyny? – wskazałem na nie. Chłopak pokiwał głową. – No to właśnie patrzysz na nasze nowe koleżanki. – wyjaśniłem.

- Aaaa… - zrozumiał. Postanowiliśmy zaskoczyć je, więc powoli podchodziliśmy w ich stronę. Patrzyliśmy jak odwracają się do nas plecami i idą obszernym korytarzem. Nagle Zuza wyrwała się do przodu i zaczęła biec. „Co ona robi?” – pomyślałem. „I dlaczego dziewczyny nie przyspieszyły, tak jak ona?”. W pewnym momencie zatrzymała się przed jakąś grupką chłopaków. Zawołała coś… chyba „Bartek!”. Na te słowa jeden z nich odwrócił się, gdyż wcześniej stał do niej plecami. Na jego twarzy malowało się zdziwienie. Wtedy ona… ona wpadła mu w ramiona… Przystanąłem gwałtownie. „ Spokojnie.” – próbowałem sam siebie opanować. – „Może to jej brat albo kuzyn, a może po prostu dobry znajomy.” – na siłę szukałem jakiegoś usprawiedliwienia dla jej zachowania. Ale wtem rozwiały się moje wszelkie wątpliwości, bo… pocałowała go… Nie mogłem się ruszyć. Stałem tak, czując się jak rzeźba z marmuru. Dosłownie. Byłem nieruchomy, ręce miałem lodowate, nie mogłem mówić przez ściśnięte gardło i nic nie czułem… już nic… W głowie miałem chaos, którego nie potrafiłem ogarnąć. „Świetnie! Zakochałem się w zajętej dziewczynie! Już wiem, dlaczego wcześniej, w parku tak zareagowała na moje słowa. Miała chłopaka! A ja głupi robiłem sobie nadzieję! Mogłem się domyślić, że taka wspaniała, piękna, inteligentna osoba jaką jest, nie może być sama. Głupie serce! Zawsze muszę dokonywać tych złych wyborów? Może po prostu nie zasługuję na szczęście… Ale od dzisiaj koniec z użalaniem się nad sobą. Wezmę się w garść i nie pozwolę już żadnej kobiecie mną zawładnąć. Rozpocznę nowe życie, w którym nie ma dla nich miejsca. Tak! Właśnie tak zrobię!” – z mocnym postanowieniem podbiegłem do chłopaków, którzy zdążyli już odejść spory kawałek dalej. Kiedy zorientowali się, że za nimi biegnę, zatrzymali się.

- Wszystko dobrze stary. – spytał niepewnie Logan. „Super! Teraz będą mi współczuli!”

- No jasne, a co ma być? Stało się coś? – starałem się, żeby zabrzmiało to beztrosko i jak najspokojniej. Henderson i Pena wymienili zdziwione spojrzenia. „Niech sobie myślą, co chcą! Nie obchodzi mnie to! O N A  nic mnie już nie obchodzi!”

***

Czułam się dziwnie, pewnie tak jak Gabi. Zuza i Bartek nie przestawali się obejmować i szeptać do siebie, a my nie wiedziałyśmy, co robić. Czy stać tam dalej, czy przysiąść gdzieś na chwilę, a może wyjść i poczekać przed lotniskiem? Wspólnie zdecydowałyśmy się na to trzecie. Jednak kiedy odwróciłyśmy się, zobaczyłyśmy kogoś, dla kogo tak naprawdę przyjechałyśmy w to miejsce.

- Chłopaki! – pisnęłyśmy do siebie radośnie i pędem ruszyłyśmy w ich stronę. Kiedy byłyśmy już bardzo blisko zawołałyśmy równocześnie, ale każda co innego. Ja: „Carlos!”, a Gabi: „Logan!”. Oboje odwrócili się do nas i uśmiechnęli promiennie. Miałam ochotę uwiesić się na szyi latynosa, ale powstrzymałam się. Przecież znam go zaledwie 2 dni! Moja przyjaciółka też aż rwała się do szatyna, ale postanowiła pójść w moje ślady i opanowała się.

- Hej dziewczyny! – przywitali się.

- Może nas przedstawicie? – zaproponowałam, wskazując na chłopaka stojącego obok Kendalla, który, swoją drogą, wydał mi się dziwnie przygnębiony.

- Ach, no tak. – Carlos puknął się w czoło. – A więc ten oto jegomość, to nasz przyjaciel, James Maslow. - powiedział. – James, poznaj nasze nowe koleżanki. To jest Aga, a to Gabi. – zwrócił się do Jamesa.

- James Maslow? – powtórzyłam. Chłopak przytaknął, na co ja uśmiechnęłam się do niego. – W takim razie my się już chyba znamy. – na te słowa on też się uśmiechnął. Wtedy po raz pierwszy na twarzy Kendalla pojawił się cień uśmiechu.

- A on co taki przybity? – zapytała Gabriella.

- A nie domyślasz się? – odpowiedział Logan i wskazał za siebie na Zou i Bartka.

- Aaaa… - zrozumiałyśmy.

- Ja tu nadal jestem. – syknął Kend.

- Sory. – powiedzieliśmy razem. Na to on tylko mruknął coś pod nosem i zaczął iść w stronę wejścia na pokład. Rozmawiałyśmy z chłopakami o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie Carlos, który chciał cofnąć się trochę, potknął się o walizkę Jamesa i przewrócił, upadając prosto na jej właściciela.

- Carlos! – wrzasnął Maslow. – Złaź ze mnie! – te jego wrzaski spowodowały, że Zuza wreszcie się odwróciła.

***

Czułam się… dobrze. Bartek trzymał mnie w ramionach, głaskał po głowie i szeptał co chwile „Kocham Cię” albo „Już tęsknię” itp. Ja tylko słuchałam i kiwałam głową na znak, że słyszałam. Na lotnisku było dość gwarno, ale nagle usłyszałam głośny wrzask po angielsku: „Carlos! Złaź ze mnie!”. Zaraz, zaraz… Carlos? Czy nie tak miał na imię jeden z tych chłopaków? Odwróciłam się i zobaczyłam, że Aga i Gabi śmieją się razem z Loganem, a latynos leży na jakimś chłopaku, również rozbawiony.

- Poczekaj tutaj. Niedługo wrócę. Tam są moi znajomi. – powiedziałam do Bartka.

- Dobrze, ale nie każ mi długo czekać. – uśmiechną się. Odwzajemniłam gest i ruszyłam w stronę moich przyjaciółek i chłopaków. Dziewczyny mnie zauważyły i uspokoiły się. W tym czasie Logi pomógł Carlitowi stanąć na nogi.

- Hej. – przywitałam się. – A wy co tu robicie? – spytałam, zwracając się do chłopaków.

- Jak to? Nie wiesz? – zdziwił się szatyn.

- Przecież dzisiaj wracamy do Los Angeles. – wyjaśnił Carlos. Spojrzałam na niego zaskoczona. Zamurowało mnie.

- Co?! I nikt mi nic nie powiedział?! – trochę się wkurzyłam.

- Sorki. – ze skruchą powiedziały dziewczyny.

- Czyli że gdybym się nie odwróciła, to wyjechalibyście bez pożegnania? – zrobiłam minę zbitego psa i wyciągnęłam ręce przed siebie w stronę moich nowych kolegów. Oni uśmiechnęli się promiennie i przytuliliśmy się we trójkę. Wtedy zauważyłam chłopaka, którego nie kojarzyłam.

- Cześć. – podeszłam do niego, kiedy tylko uwolniłam się z uścisku i wyciągnęłam do niego rękę. – Zuza jestem. – powiedziałam z uśmiechem.

- James Maslow. – odparł, ściskając moją dłoń.

- To nasz przyjaciel. – wtrącił Carlos.

- Czekajcie no chwilkę. – zauważyłam, że kogoś brakuje. – A gdzie Kendall? – na to oni wymienili ze sobą zatroskane spojrzenia. Jakby zastanawiali się, czy mogą mi powiedzieć. – Ej, chyba mam prawo się z nim pożegnać? – zdziwiłam się. Po chwili zawahania Logan wskazał głową na ławkę, stojącą przy wejściu na pokład. Bez zastanowienia ruszyłam w tamtą stronę z uśmiechem na ustach.

***

Siedziałem markotny na ławce i miałem nadzieję, że nikt nie zakłuci mojego spokoju aż do odlotu, ale niestety myliłem się. Nagle w moją stronę zaczęła iść uśmiechnięta Zuza. „ Pięknie! Tylko jej mi tu brakowało!” – pomyślałem z goryczą.

- Cześć! Co tu robisz sam? – spytała radośnie.

- A co? Książkę piszesz? – warknąłem. Troszkę zbiło ją to z tropu, ale nie poddała się w zamiarze wciągnięcia mnie do rozmowy.

- A co jeśli tak? Nie mogę? – odparła.

- Daruj sobie. – syknąłem.

- Ale co? – zapytała.

- Nie chce mi się z tobą gadać. – odpowiedziałem nadal wrogo nastawiony.

- A co ja ci takiego zdobiłam? – zrobiła się smutna.

- I tak nic nie zrozumiesz. – trochę łagodniej szepnąłem, jakby do siebie. Chyba nie miała zamiaru dalej o to wypytywać. – Po co przyszłaś. – mruknąłem, mając dość panującej ciszy.

- Żeby się pożegnać. – odpowiedziała. Wtedy podniosłem na nią wzrok. W jej oczach czaił się smutek. Miałem wielką ochotę ją przytulić, ale w ostatniej chwili zdusiłem w sobie to pragnienie. O mały włos złamałbym dane sobie postanowienie…

- To się pożegnaj i zostaw mnie w spokoju. – powiedziałem niezbyt przyjaźnie. Wiedziałem, że to jedyny sposób na to, żeby nie ulec pokusie – musiałem ją obrazić, żeby odeszła. Słysząc moje słowa, uniosła brwi zaskoczona, a następnie ze złością odparła:

- No to cześć. – mówiąc to, wstała. Ja nadal siedziałem i nawet nie podniosłem na nią oczu ani nie odpowiedziałem. Nagle ktoś podszedł do nas i objął ją od tyłu w talii.

- Obiecałaś, że nie będę długo czekał. – z wyrzutem w głosie odezwał się ten chłopak, Bartek.

- Przepraszam, ale musiałam pożegnać się z przyjaciółmi. – odparła i pocałowała go w policzek. Wtedy on mi się przyjrzał i rzekł:

- Ej, a czy ty przypadkiem nie jesteś synem Kenta Schmidta? – zwrócił się do mnie. Zerknąłem na niego zaskoczony.

- Tak. A co?

- To miło mi cię wreszcie poznać osobiście! – ucieszył się. – Ja jestem Bartek Koroniewski. Twój ojciec dużo mi o tobie opowiadał. – zdziwiłem się jeszcze bardziej. Skąd tata zna jakiegoś kolesia z Polski? Musiał zrozumieć o co mi chodzi z wyrazu twarzy, bo powiedział:

- Wiesz, to my – wskazał na siebie i jego kumpli, którzy stali za nim. – jesteśmy nowym zespołem, który twój ojciec ma zamiar wypromować! – wyjaśnił radośnie, a mi mina jeszcze bardziej zrzedła, jeśli w ogóle to możliwe. „Nie no! Zajebiście! Teraz na dodatek dowiaduję się, że chłopaka TEJ dziewczyny będę spotykał za każdym razem, gdy postanowię odwiedzić własnego ojca!” – pomyślałem. Szybko stłumiłem gniew. Nie chciałem wydać się podejrzany.

- Na serio? – Zuza też była zaskoczona, ale pozytywnie. – Super! W takim razie może jeszcze kiedyś się spotkamy, jak będę w odwiedzinach w Mieście Aniołów! – ucieszyła się, a mi przyszło do głowy: „Wow! Robi się coraz ciekawiej! A nie możecie po prostu od razu wbić mi nóż w serce?! A nie, sory, wy już to zrobiliście!”. Wtedy w głośnikach rozległ się głos spikerki, która prosiła nas o udanie się na pokład. Złapałem za walizkę, którą miałem przy sobie i zacząłem oddalać się jak najszybciej od tej pary. Jakoś nie miałem ochoty patrzeć, jak się żegnają. Nie odwróciłem się ani na chwilę nawet wtedy, kiedy Zuza zawołała mnie. W tej chwili chciałem tylko jak najszybciej wydostać się z tego kraju i spokojnie dać upust emocjom. Ale czekały mnie jeszcze długie godziny lotu…

***

Byliśmy pochłonięci rozmową, kiedy w głośnikach rozległ się głos spikerki. Nigdy nie byłam jakoś szczególnie na kogoś wściekła, ale w tym momencie znienawidziłam tę kobietę, która nam przerwała, chociaż nigdy jej nie spotkałam. James pożegnał się i pobiegł za Kendallem, który już dochodził do wejścia. Logan i Carlos stali i smutno patrzyli na nas. Potem szatyn podszedł do Gabi, a latynos do mnie. Byłam bardzo przygnębiona i spuściłam wzrok. Postanowiłam wcześniej, że nie złamie się. Jednak kiedy zobaczyłam, że Gabriella rzuca się Loganowi na szyję, nie powstrzymywałam się dłużej i przytuliłam go. Co tam, że znamy się ledwie 2 dni! Przecież możemy nawet już nigdy się nie zobaczyć! Nie musieliśmy nic mówić. Po prostu staliśmy i milczeliśmy.

***

Kiedy spikerka poprosiła o udanie się na pokład samolotu, James odszedł, a chłopcy podeszli do nas.

- Wiesz, będę naprawdę… - urwał, bo nie wytrzymałam i zarzuciłam mu ramiona na szyję. Nie spodziewał się tego, ale już po chwili on także mnie objął i szepnął:

- Będę naprawdę tęsknił.

- Ja też. – odszepnęłam. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że już więcej nie zobaczę ani Logiego, ani pozostałych. Staliśmy tak, aż nagle ponownie odezwała się spikerka. Nie mogliśmy tego ignorować i odsunęliśmy się od siebie, tak jak Aga i Carlos. Ze smutnymi minami obserwowałyśmy jak obaj oddalają się coraz bardziej, cały czas się odwracając. Machałyśmy za nimi, dopóki nie zniknęli nam z oczu. Kiedy zobaczyłyśmy odlatujący samolot, pojedyncza łza spłynęła każdej z nas po policzku. W milczeniu udałyśmy się na poszukiwanie Zuzi, a kiedy już ją znalazłyśmy, wszystkie pojechałyśmy do niej do domu.

 

Rozdział 7


Rozdział 7

Obudziłam się. Podniosłam prawą rękę i chciałam przetrzeć nią oczy, ale w momencie zetknięcia się dłoni z twarzą, poczułam straszny ból. No tak. W końcu wczoraj założyli mi szwy. Nadal nie wiedziałam, jak mogłam tak głupio się zachowywać! Chciałam już jak najszybciej opuścić ten szpital, ale jak na razie nie widziałam się jeszcze z lekarzem. Wszystko sobie przemyślałam  i wiedziałam, co robić. Wreszcie drzwi się otworzyły i stanął w nich pan doktor.

- O, widzę, że pani już wstała. To dobrze, bo musimy zrobić badania.

- Ale po co badania? Czuję się dobrze. – zaprotestowałam.

- Bez obaw. To tylko badania kontrolne, które mają na celu sprawdzenie, czy rzeczywiście już nic pani nie dolega. – wyjaśnił.

- A kiedy mogę wrócić do domu? – zapytałam.

- Jak tylko będziemy mieli wyniki i potwierdzi się to, że jest pani zdrowa. – odpowiedział. Strasznie się ucieszyłam. Wiedziałam, że nic mi nie jest. Wczoraj było gorzej. Byłam bardzo osłabiona, więc od razu dali mnie pod kroplówkę, ale dzisiaj wszystko wróciło do normy. Tak jak myślałam, wyniki pokazały, że całkowicie wyzdrowiałam i mogłam zbierać się do wyjścia. Szybko spakowałam do plecaka to,  co przywiozły mi dziewczyny i ruszyłam w stronę drzwi. Otwierając je, zderzyłam się z kimś.

- Ojej! Przepraszam! – mówiąc to, spojrzałam na tego kogoś i zobaczyłam…

- Gabi! – wykrzyknęłam i rzuciłam się na moją przyjaciółkę. Ucieszyłam się tak dlatego, że wczoraj nie miałam okazji się z nią zobaczyć (kiedy przyszły dziewczyny, spałam). Ale był jeszcze jeden powód. Poprzedniego dnia dałam jej sms-em pewne zadanie…

- I co? Masz to? – od razu zapytałam.

- Tak, tak. Mam. – odpowiedziała z uśmiechem. Jeszcze raz ją wyściskałam.

- A gdzie Aga? – po chwili zorientowałam się, że jej nie ma.

- Czeka w samochodzie.

- Ale skąd wy wiedziałyście, że dzisiaj wychodzę? – dotarło do mnie (również z opóźnieniem), że ja nic im nie mówiłam.

- Kiedy przyjechałyśmy zaraz po karetce i zaczęłyśmy o ciebie pytać, to lekarz powiedział, że informacji może udzielić tylko komuś z rodziny, więc Aga udała, że jest twoją siostrą. Podała mu swój numer i prosiła o kontakt, gdyby coś się stało. Żałuj, że nie widziałaś jej miny, gdy rano zadzwonił do niej ten lekarz. Myślałam, że na zawał zejdzie! Na szczęście okazało się, że chciał tylko poinformować nas, że możemy cię odebrać. Od razu wsiadłyśmy w samochód, no i jesteśmy! – zakończyła, robiąc gest w stylu „ta-dam!”, na co ja się zaśmiałam. Lubiłam tą jej paplaninę.

- Dziękuję. – posłałam jej uśmiech. – Za wszystko.

- Nie ma za co. – odparła, odwzajemniając gest. Nie czekając dłużej, złapałam mój plecak i udałyśmy się na parking.

                                                         ***

(w tym samym czasie)

 Siedziałam w samochodzie, czekając na moje przyjaciółki. Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam nieznany mi numer. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha.

- Halo?

- Dzień dobry. Nazywam się James Maslow. – zaczął ten ktoś po angielsku. – Czy dodzwoniłem się do Agnieszki? – spytał.

- Tak. Ale skąd masz mój numer? Ja cię nie znam. – odparłam zdziwiona.

- Widzisz, jestem kolegą Zuzi. Dała mi twój numer w razie czego. Mówiła, że tobie można zaufać. Umówiłem się z nią, że pokaże mi miasto, bo ja nikogo innego tu nie znam…

- Przepraszam, że przerywam, ale ona nic mi nie mówiła, że ma kolegę ze Stanów (poznałam po akcencie), a tym bardziej, że on ma tu przylecieć. Jesteś pewny, że ją znasz? – zwątpiłam.

- Oczywiście! Bo widzisz, moi rodzice znają się z jej rodzicami. Przyjechałem w odwiedziny, ale nikogo nie zastałem w domu, a Zuzia nie przyszła na spotkanie. Powiedz, czy coś się stało? – spytał.

- Niestety, chyba nie powinnam…

- Spokojnie. Mnie też można zaufać. – tym razem to on mi przerwał.

- Powiem tyle, że Zuzia teraz nie jest w stanie z tobą porozmawiać.

- A można jaśniej? – drążył.

- Naprawdę nie mog… - urwałam, gdyż usłyszałam w słuchawce: „Stary, nie widziałeś gdzieś mojej…”

- Ciiii! – uciszył tego kogoś James. Zaraz, zaraz… Ten głos… Gdzieś go już słyszałam… Czy to nie jest czasem…

- Carlos?! – zapytałam do słuchawki. – Czy ja tam słyszę Carlosa?!

- Nie wiem o kim…

- Kim ty jesteś! – krzyknęłam.

- Już mówiłem, James Maslow. – odparł.

- To w takim razie co tam z tobą robi Carlos? – nastała cisza. - No mów! – zażądałam. Wtedy on się rozłączył. Bez zastanowienia wybrałam numer Kendalla. Odebrał po 2 sygnale.

- Co wy do cholery wyrabiacie! Kto do mnie dzwonił?! I po co?! Gadaj zaraz! – wybuchłam. Byłam wściekła! Przecież już mu wczoraj mówiłam, że nie dowie się ode mnie, co się stało. Zou by tego nie chciała.

- Posłuchaj. Wiem, że możesz być lekko zdenerwowana…

- Lekko zdenerwowana?! – przerwałam mu. – Człowieku! W co ty się bawisz?! Chcesz pogadać, to dzwoń normalnie, a nie każ załatwiać tego koledze!

- A odebrałabyś ode mnie? – zapytał spokojnie. Nic nie odpowiedziałam. - No właśnie. – kontynuował. – Posłuchaj. Martwię się, ok? Zresztą nie tylko ja. Logan i Carlos też. Całą noc zastanawialiśmy się, co się dzieje. Czy to tak trudno udzielić nam jednej, prostej informacji, żebyśmy mogli być spokojni? Proszę, powiedz. Co się stało? – nadal milczałam. Zastanawiałam się nad odpowiedzią. Nie chciałam mówić wszystkiego, bo nie wiedziałam, czy Zuzia tego chce, ale po tym co usłyszałam, uznałam, że powinnam coś im jednak powiedzieć.

- Nie musicie się martwić. Żadnej z nas nic nie jest. – wydusiłam z siebie po chwili. – Wszystkie jesteśmy bezpieczne i nic nam nie grozi.

- Czyli nie powiesz, co się wczoraj stało?

- Przepraszam, ale nie mogę. Tylko Zuza ma prawo poinformować cię o tym, co wczoraj miało miejsce. – odparłam.

- Dziękuję. Chociaż trochę mnie uspokoiłaś.

- A może się spotkamy i spokojnie wszyscy porozmawiamy? – zaproponowałam.

-  Niestety nie możemy. Dzisiaj wracamy do Los Angeles.

- Co?! – zdziwiłam się. – To już więcej się nie zobaczymy? – zrobiło mi się smutno.

- Może przyjedziecie na lotnisko? – spytał.

- A o której macie lot?

- O 12.

- Ok. To będziemy tak o11.30, pasuje?

- Pasuje. To do zobaczenia.

- Do zobaczenia. – pożegnałam się i schowałam telefon do kieszeni. Po chwili zauważyłam idące ku mnie dziewczyny. Kiedy tylko wsiadły Zuza powiedziała:

- Teraz kierunek dom, a jak tylko się ogarnę, ruszamy na lotnisko.

- To już wiesz? – zdziwiłam się.

- Tak. Musimy się spieszyć, bo jest 11. Jedź już! – nie pytając o nic więcej odpaliłam silnik.

                                                          ***

- Chłopaki, jednak się nie udało. – do pokoju, w którym siedziałem z Loganem, wszedł James, a za nim ze spuszczoną głową maszerował Carlos. – Już prawie nasz plan wypalił, ale wtedy Carlos dał o sobie znać i Aga go rozpoznała. – wyjaśnił.

- Przepraszam, ale nic nie wiedziałem o waszym planie. – bronił się Carlos.

Kilka minut wcześniej…

- Wymyśliłem! – nagle wykrzyknął Maslow, co spowodowało, że ja i Logi podskoczyliśmy wystraszeni.

- Co wymyśliłeś. – zapytałem.

- No sposób na dowiedzenie się czegoś o tych waszych nowych koleżankach! – wymieniliśmy z Hendersonem pełne nadziei spojrzenia i już po chwili siedzieliśmy zaciekawieni obok chłopaka.

- No to mów! – popędziłem go.

- Słuchajcie… – przerwał dla napięcia. – Zadzwonimy do nich. – na te słowa oboje z Loganem opadliśmy zrezygnowani na oparcie kanapy.

- Przecież już próbowaliśmy i nic z tego nie wyszło. – mruknął szatyn.

- Ale kto powiedział, że to wy macie dzwonić? – spojrzałem na Jamesa, nic nie rozumiejąc. – To musi być ktoś, kogo one nie znają, kto nie wyda im się podejrzany!

- Może się udać. – przyznałem po chwili zastanowienia. – Mów dalej.

- Więc zrobimy tak. Dacie mi numer do tej Agnieszki, a ja do niej zadzwonię, udając przyjaciela Zuzi. Powiem, że nie przyszła na spotkanie i zapytam, czy coś się stało. Miejmy nadzieję, że ona w to uwierzy i dowiecie się wreszcie o co chodzi. – widać było po nim, że jest dumny z tego, co wymyślił.

- James, jesteś genialny! – powiedział Logan. – Teraz tylko musimy poinformować o tym Carlita. – dodał.

- Po co. Dowie się później. To dajcie mi ten numer i idę dzwonić. – odparł Maslow. Szybko podyktowałem mu te dziewięć cyferek i długowłosy oddalił się.

- To już i tak nieważne. – powiedziałem. James spojrzał na mnie zaskoczony. Nic dziwnego. W końcu przez ostatnie godziny o niczym innym nie mówiłem, a nagle stwierdzam, że to nie ważne. Musiał być zdziwiony.

- Aga sama do niego zadzwoniła. – wyjaśnił Logan.

- I co? –zainteresował się latynos. Opowiedziałem im naszą krótką rozmowę i wszyscy poszliśmy dokończyć się pakować. W końcu zaraz wylatujemy.

                                                          ***

- Niedługo zejdę! – krzyknęła nam już ze schodów Zuzia. Kiedy tylko Zamknęła drzwi swojego pokoju zagadnęłam Agę.

- A ty skąd wiesz, o której jest samolot?

- No właśnie o to samo chciałam zapytać ciebie. Skoro wiedziałaś wcześniej, kiedy wyjeżdżają, to mogłaś mi powiedzieć. – odparła z wyrzutem.

- A co ci tak na nich zależy! – zdziwiłam się.

- Jak ty możesz tak mówić! Przecież to nasi przyjaciele! Może nie znamy się długo, ale nie mów, że ich nie polubiłaś.

- Nawet ich za dobrze nie znałam. Co cię nagle obchodzi jakaś czwórka chłopaków!

- Teraz tak mówisz, a w parku poza Loganem świata nie widziałaś! – podniosła głos, a ja zdębiałam.

- O czym ty mówisz? – spytałam zaskoczona.

- A ty o czym? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- O Bartku i jego zespole. – odparłam.

- A dlaczego o nich? – zdziwiła się.

- Jak to dlaczego? Przecież dzisiaj o 12 wylatują do Los Angeles! Zuza prosiła mnie, żebym dowiedziała się o której jest lot, bo chciałaby się pożegnać. Ale skoro ty o tym nie wiedziałaś, to o kim mówiłaś? – teraz to ja się zdziwiłam.

- No o… - nie zdążyła dokończyć, bo nagle między nas wpadła Zuzia i pociągnęła za ręce do samochodu.

- Szybko, wsiadajmy już, bo się spóźnimy! – popędzała.

- Dobra, już wsiadamy. – podniosłam ręce w geście obronnym. Tym razem to ja prowadziłam. Szybko wyjechałyśmy z parkingu pod domem Zou i już po chwili kierowałyśmy się w stronę lotniska. Nadal nie wiedziałam o co chodziło Adze. Zaczęłam intensywnie myśleć. „Więc tak… Powiedziała o locie o 12, a wtedy wylatuje samolot do Los Angeles. Mówiła też, że nie chodziło jej o Bartka i jego kumpli. Wspominała coś o Loganie… No nie!” Chyba już zrozumiałam! „Chłopcy lecą do USA?! Obym źle wywnioskowała, błagam! Nie chcę, żeby wyjeżdżali! Przecież dopiero się poznaliśmy! Proszę, żeby to nie była prawda!” Mocniej ścisnęłam rękoma kierownicę ze zdenerwowania. Aga spojrzała na mnie, a ja na nią. W moim wzroku czaił się smutek i żal. Bezgłośnie poruszyłam ustami, mówiąc: „Chłopcy odlatują?” Na to ona smętnie kiwnęła głową. Całą drogę nikt się nie odezwał. Wreszcie dotarłyśmy na miejsce. Wysiadłyśmy z samochodu i pośpiesznie udałyśmy się do drzwi wejściowych.