czwartek, 20 września 2012

Rozdział 8


Rozdział 8

Rozejrzałyśmy się po wnętrzu lotniska. Następnie spojrzałyśmy na siebie bezradnie. Było bardzo duże, a my nie wiedziałyśmy gdzie szukać chłopaków. Postanowiłyśmy zapytać kogoś z obsługi.

- Przepraszam! – zwróciłam się do jednej z pracownic, chyba stewardesy. – Wie pani może, gdzie mogłybyśmy znaleźć pasażerów lotu do Los Angeles? – zapytałam.

- Oczywiście. Proszę udać się w tamtą stronę. – wskazała ręką za siebie. – Jeśli ten kogo szukacie jest już na lotnisku, to na pewno znajdziecie go na końcu tego korytarza. – odparła z uśmiechem. Podziękowałyśmy jej i ruszyłyśmy we wskazanym kierunku. Rzeczywiście, po chwili dostrzegłam Bartka. Zaczęłam biec.

***

Troszkę się zgubiliśmy. W końcu musieliśmy się do tego przyznać. Lotnisko było spore, a my byliśmy tu pierwszy raz. Właśnie chcieliśmy poprosić kogoś o wskazanie drogi, gdy nagle zauważyliśmy Zuzę, Agę i Gabi. Rozmawiały ze stewardesą. Bez zastanowienia skierowaliśmy się w ich stronę.

- Ej, gdzie wy idziecie? – spytał zdezorientowany James. No tak… Przecież on nigdy ich na oczy nie widział!

- Widzisz te trzy dziewczyny? – wskazałem na nie. Chłopak pokiwał głową. – No to właśnie patrzysz na nasze nowe koleżanki. – wyjaśniłem.

- Aaaa… - zrozumiał. Postanowiliśmy zaskoczyć je, więc powoli podchodziliśmy w ich stronę. Patrzyliśmy jak odwracają się do nas plecami i idą obszernym korytarzem. Nagle Zuza wyrwała się do przodu i zaczęła biec. „Co ona robi?” – pomyślałem. „I dlaczego dziewczyny nie przyspieszyły, tak jak ona?”. W pewnym momencie zatrzymała się przed jakąś grupką chłopaków. Zawołała coś… chyba „Bartek!”. Na te słowa jeden z nich odwrócił się, gdyż wcześniej stał do niej plecami. Na jego twarzy malowało się zdziwienie. Wtedy ona… ona wpadła mu w ramiona… Przystanąłem gwałtownie. „ Spokojnie.” – próbowałem sam siebie opanować. – „Może to jej brat albo kuzyn, a może po prostu dobry znajomy.” – na siłę szukałem jakiegoś usprawiedliwienia dla jej zachowania. Ale wtem rozwiały się moje wszelkie wątpliwości, bo… pocałowała go… Nie mogłem się ruszyć. Stałem tak, czując się jak rzeźba z marmuru. Dosłownie. Byłem nieruchomy, ręce miałem lodowate, nie mogłem mówić przez ściśnięte gardło i nic nie czułem… już nic… W głowie miałem chaos, którego nie potrafiłem ogarnąć. „Świetnie! Zakochałem się w zajętej dziewczynie! Już wiem, dlaczego wcześniej, w parku tak zareagowała na moje słowa. Miała chłopaka! A ja głupi robiłem sobie nadzieję! Mogłem się domyślić, że taka wspaniała, piękna, inteligentna osoba jaką jest, nie może być sama. Głupie serce! Zawsze muszę dokonywać tych złych wyborów? Może po prostu nie zasługuję na szczęście… Ale od dzisiaj koniec z użalaniem się nad sobą. Wezmę się w garść i nie pozwolę już żadnej kobiecie mną zawładnąć. Rozpocznę nowe życie, w którym nie ma dla nich miejsca. Tak! Właśnie tak zrobię!” – z mocnym postanowieniem podbiegłem do chłopaków, którzy zdążyli już odejść spory kawałek dalej. Kiedy zorientowali się, że za nimi biegnę, zatrzymali się.

- Wszystko dobrze stary. – spytał niepewnie Logan. „Super! Teraz będą mi współczuli!”

- No jasne, a co ma być? Stało się coś? – starałem się, żeby zabrzmiało to beztrosko i jak najspokojniej. Henderson i Pena wymienili zdziwione spojrzenia. „Niech sobie myślą, co chcą! Nie obchodzi mnie to! O N A  nic mnie już nie obchodzi!”

***

Czułam się dziwnie, pewnie tak jak Gabi. Zuza i Bartek nie przestawali się obejmować i szeptać do siebie, a my nie wiedziałyśmy, co robić. Czy stać tam dalej, czy przysiąść gdzieś na chwilę, a może wyjść i poczekać przed lotniskiem? Wspólnie zdecydowałyśmy się na to trzecie. Jednak kiedy odwróciłyśmy się, zobaczyłyśmy kogoś, dla kogo tak naprawdę przyjechałyśmy w to miejsce.

- Chłopaki! – pisnęłyśmy do siebie radośnie i pędem ruszyłyśmy w ich stronę. Kiedy byłyśmy już bardzo blisko zawołałyśmy równocześnie, ale każda co innego. Ja: „Carlos!”, a Gabi: „Logan!”. Oboje odwrócili się do nas i uśmiechnęli promiennie. Miałam ochotę uwiesić się na szyi latynosa, ale powstrzymałam się. Przecież znam go zaledwie 2 dni! Moja przyjaciółka też aż rwała się do szatyna, ale postanowiła pójść w moje ślady i opanowała się.

- Hej dziewczyny! – przywitali się.

- Może nas przedstawicie? – zaproponowałam, wskazując na chłopaka stojącego obok Kendalla, który, swoją drogą, wydał mi się dziwnie przygnębiony.

- Ach, no tak. – Carlos puknął się w czoło. – A więc ten oto jegomość, to nasz przyjaciel, James Maslow. - powiedział. – James, poznaj nasze nowe koleżanki. To jest Aga, a to Gabi. – zwrócił się do Jamesa.

- James Maslow? – powtórzyłam. Chłopak przytaknął, na co ja uśmiechnęłam się do niego. – W takim razie my się już chyba znamy. – na te słowa on też się uśmiechnął. Wtedy po raz pierwszy na twarzy Kendalla pojawił się cień uśmiechu.

- A on co taki przybity? – zapytała Gabriella.

- A nie domyślasz się? – odpowiedział Logan i wskazał za siebie na Zou i Bartka.

- Aaaa… - zrozumiałyśmy.

- Ja tu nadal jestem. – syknął Kend.

- Sory. – powiedzieliśmy razem. Na to on tylko mruknął coś pod nosem i zaczął iść w stronę wejścia na pokład. Rozmawiałyśmy z chłopakami o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie Carlos, który chciał cofnąć się trochę, potknął się o walizkę Jamesa i przewrócił, upadając prosto na jej właściciela.

- Carlos! – wrzasnął Maslow. – Złaź ze mnie! – te jego wrzaski spowodowały, że Zuza wreszcie się odwróciła.

***

Czułam się… dobrze. Bartek trzymał mnie w ramionach, głaskał po głowie i szeptał co chwile „Kocham Cię” albo „Już tęsknię” itp. Ja tylko słuchałam i kiwałam głową na znak, że słyszałam. Na lotnisku było dość gwarno, ale nagle usłyszałam głośny wrzask po angielsku: „Carlos! Złaź ze mnie!”. Zaraz, zaraz… Carlos? Czy nie tak miał na imię jeden z tych chłopaków? Odwróciłam się i zobaczyłam, że Aga i Gabi śmieją się razem z Loganem, a latynos leży na jakimś chłopaku, również rozbawiony.

- Poczekaj tutaj. Niedługo wrócę. Tam są moi znajomi. – powiedziałam do Bartka.

- Dobrze, ale nie każ mi długo czekać. – uśmiechną się. Odwzajemniłam gest i ruszyłam w stronę moich przyjaciółek i chłopaków. Dziewczyny mnie zauważyły i uspokoiły się. W tym czasie Logi pomógł Carlitowi stanąć na nogi.

- Hej. – przywitałam się. – A wy co tu robicie? – spytałam, zwracając się do chłopaków.

- Jak to? Nie wiesz? – zdziwił się szatyn.

- Przecież dzisiaj wracamy do Los Angeles. – wyjaśnił Carlos. Spojrzałam na niego zaskoczona. Zamurowało mnie.

- Co?! I nikt mi nic nie powiedział?! – trochę się wkurzyłam.

- Sorki. – ze skruchą powiedziały dziewczyny.

- Czyli że gdybym się nie odwróciła, to wyjechalibyście bez pożegnania? – zrobiłam minę zbitego psa i wyciągnęłam ręce przed siebie w stronę moich nowych kolegów. Oni uśmiechnęli się promiennie i przytuliliśmy się we trójkę. Wtedy zauważyłam chłopaka, którego nie kojarzyłam.

- Cześć. – podeszłam do niego, kiedy tylko uwolniłam się z uścisku i wyciągnęłam do niego rękę. – Zuza jestem. – powiedziałam z uśmiechem.

- James Maslow. – odparł, ściskając moją dłoń.

- To nasz przyjaciel. – wtrącił Carlos.

- Czekajcie no chwilkę. – zauważyłam, że kogoś brakuje. – A gdzie Kendall? – na to oni wymienili ze sobą zatroskane spojrzenia. Jakby zastanawiali się, czy mogą mi powiedzieć. – Ej, chyba mam prawo się z nim pożegnać? – zdziwiłam się. Po chwili zawahania Logan wskazał głową na ławkę, stojącą przy wejściu na pokład. Bez zastanowienia ruszyłam w tamtą stronę z uśmiechem na ustach.

***

Siedziałem markotny na ławce i miałem nadzieję, że nikt nie zakłuci mojego spokoju aż do odlotu, ale niestety myliłem się. Nagle w moją stronę zaczęła iść uśmiechnięta Zuza. „ Pięknie! Tylko jej mi tu brakowało!” – pomyślałem z goryczą.

- Cześć! Co tu robisz sam? – spytała radośnie.

- A co? Książkę piszesz? – warknąłem. Troszkę zbiło ją to z tropu, ale nie poddała się w zamiarze wciągnięcia mnie do rozmowy.

- A co jeśli tak? Nie mogę? – odparła.

- Daruj sobie. – syknąłem.

- Ale co? – zapytała.

- Nie chce mi się z tobą gadać. – odpowiedziałem nadal wrogo nastawiony.

- A co ja ci takiego zdobiłam? – zrobiła się smutna.

- I tak nic nie zrozumiesz. – trochę łagodniej szepnąłem, jakby do siebie. Chyba nie miała zamiaru dalej o to wypytywać. – Po co przyszłaś. – mruknąłem, mając dość panującej ciszy.

- Żeby się pożegnać. – odpowiedziała. Wtedy podniosłem na nią wzrok. W jej oczach czaił się smutek. Miałem wielką ochotę ją przytulić, ale w ostatniej chwili zdusiłem w sobie to pragnienie. O mały włos złamałbym dane sobie postanowienie…

- To się pożegnaj i zostaw mnie w spokoju. – powiedziałem niezbyt przyjaźnie. Wiedziałem, że to jedyny sposób na to, żeby nie ulec pokusie – musiałem ją obrazić, żeby odeszła. Słysząc moje słowa, uniosła brwi zaskoczona, a następnie ze złością odparła:

- No to cześć. – mówiąc to, wstała. Ja nadal siedziałem i nawet nie podniosłem na nią oczu ani nie odpowiedziałem. Nagle ktoś podszedł do nas i objął ją od tyłu w talii.

- Obiecałaś, że nie będę długo czekał. – z wyrzutem w głosie odezwał się ten chłopak, Bartek.

- Przepraszam, ale musiałam pożegnać się z przyjaciółmi. – odparła i pocałowała go w policzek. Wtedy on mi się przyjrzał i rzekł:

- Ej, a czy ty przypadkiem nie jesteś synem Kenta Schmidta? – zwrócił się do mnie. Zerknąłem na niego zaskoczony.

- Tak. A co?

- To miło mi cię wreszcie poznać osobiście! – ucieszył się. – Ja jestem Bartek Koroniewski. Twój ojciec dużo mi o tobie opowiadał. – zdziwiłem się jeszcze bardziej. Skąd tata zna jakiegoś kolesia z Polski? Musiał zrozumieć o co mi chodzi z wyrazu twarzy, bo powiedział:

- Wiesz, to my – wskazał na siebie i jego kumpli, którzy stali za nim. – jesteśmy nowym zespołem, który twój ojciec ma zamiar wypromować! – wyjaśnił radośnie, a mi mina jeszcze bardziej zrzedła, jeśli w ogóle to możliwe. „Nie no! Zajebiście! Teraz na dodatek dowiaduję się, że chłopaka TEJ dziewczyny będę spotykał za każdym razem, gdy postanowię odwiedzić własnego ojca!” – pomyślałem. Szybko stłumiłem gniew. Nie chciałem wydać się podejrzany.

- Na serio? – Zuza też była zaskoczona, ale pozytywnie. – Super! W takim razie może jeszcze kiedyś się spotkamy, jak będę w odwiedzinach w Mieście Aniołów! – ucieszyła się, a mi przyszło do głowy: „Wow! Robi się coraz ciekawiej! A nie możecie po prostu od razu wbić mi nóż w serce?! A nie, sory, wy już to zrobiliście!”. Wtedy w głośnikach rozległ się głos spikerki, która prosiła nas o udanie się na pokład. Złapałem za walizkę, którą miałem przy sobie i zacząłem oddalać się jak najszybciej od tej pary. Jakoś nie miałem ochoty patrzeć, jak się żegnają. Nie odwróciłem się ani na chwilę nawet wtedy, kiedy Zuza zawołała mnie. W tej chwili chciałem tylko jak najszybciej wydostać się z tego kraju i spokojnie dać upust emocjom. Ale czekały mnie jeszcze długie godziny lotu…

***

Byliśmy pochłonięci rozmową, kiedy w głośnikach rozległ się głos spikerki. Nigdy nie byłam jakoś szczególnie na kogoś wściekła, ale w tym momencie znienawidziłam tę kobietę, która nam przerwała, chociaż nigdy jej nie spotkałam. James pożegnał się i pobiegł za Kendallem, który już dochodził do wejścia. Logan i Carlos stali i smutno patrzyli na nas. Potem szatyn podszedł do Gabi, a latynos do mnie. Byłam bardzo przygnębiona i spuściłam wzrok. Postanowiłam wcześniej, że nie złamie się. Jednak kiedy zobaczyłam, że Gabriella rzuca się Loganowi na szyję, nie powstrzymywałam się dłużej i przytuliłam go. Co tam, że znamy się ledwie 2 dni! Przecież możemy nawet już nigdy się nie zobaczyć! Nie musieliśmy nic mówić. Po prostu staliśmy i milczeliśmy.

***

Kiedy spikerka poprosiła o udanie się na pokład samolotu, James odszedł, a chłopcy podeszli do nas.

- Wiesz, będę naprawdę… - urwał, bo nie wytrzymałam i zarzuciłam mu ramiona na szyję. Nie spodziewał się tego, ale już po chwili on także mnie objął i szepnął:

- Będę naprawdę tęsknił.

- Ja też. – odszepnęłam. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że już więcej nie zobaczę ani Logiego, ani pozostałych. Staliśmy tak, aż nagle ponownie odezwała się spikerka. Nie mogliśmy tego ignorować i odsunęliśmy się od siebie, tak jak Aga i Carlos. Ze smutnymi minami obserwowałyśmy jak obaj oddalają się coraz bardziej, cały czas się odwracając. Machałyśmy za nimi, dopóki nie zniknęli nam z oczu. Kiedy zobaczyłyśmy odlatujący samolot, pojedyncza łza spłynęła każdej z nas po policzku. W milczeniu udałyśmy się na poszukiwanie Zuzi, a kiedy już ją znalazłyśmy, wszystkie pojechałyśmy do niej do domu.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz