Rozdział 1
Szłam wolnym
krokiem myśląc o wszystkim i o niczym. „Już mu nie zależy, nawet za mną nie
pobiegł…”- chodziło mi po głowie. Nie wiem ile czasu minęło. Zrozumiałam, że
jest późno, kiedy zrobiło się znacznie zimniej niż wcześniej. Postanowiłam
wrócić. Zamyślona skierowałam swoje kroki w stronę domu. Gdy już byłam na
miejscu zobaczyłam zapalone światła i przypomniałam sobie, że Aga na mnie
czeka. Nie musiałam nawet jej wołać, bo sama wybiegła mi na spotkanie. Była zła
jak osa.
-
Gdzie-ty-byłaś! – krzyknęła, akcentując każde słowo.
-Jak to
gdzie? Z Bartkiem. – odpowiedziałam.
- Nieprawda!
Dzwonił do mnie i pytał o ciebie, bo nie mógł się do ciebie dodzwonić! Zapytam
jeszcze raz. Gdzie byłaś! – była na serio wkurzona.
-
Spacerowałam… - powiedziałam cicho.
-
Spacerowałaś?! To ja tu od zmysłów odchodzę, a ty się gdzieś włóczysz?!
Dziewczyno! Nie było cię ponad 3 godziny! Nikt nie wie, co się z tobą stało!
- Przestań
na mnie krzyczeć! Nie jesteś moją matką!
- I dobrze!
Z taką córką umarłabym na zawał! Powiesz chociaż dlaczego Bartek cię szukał?
Przecież mieliście być razem? – kiedy o to zapytała momentalnie powróciło do
mnie wspomnienie tego spotkania, tylko że ze zdwojoną siłą. Nie mogłam się
dłużej powstrzymać i rozpłakałam się. Aga objęła mnie i zaczęła uspokajać,
głaszcząc po głowie i powtarzając, że wszystko będzie dobrze. Cała złość uszła
z nas w tym momencie. Liczyło się tylko to, że byłyśmy przyjaciółkami. Na
zawsze…
***
- Wreszcie
mogę odpocząć. – sapnął Carlos rozkładając się na kanapie.
- Hej, zrób
miejsce! Ja też padam z nóg! – oburzył się James.
- A ja nie,
bo w przeciwieństwie do was JA nie pozwalałem fankom wejść sobie na głowę. –
powiedział Kendall.
- Właśnie!
Nie możecie pozwalać im na wiele, bo w życiu nie dadzą wam spokoju. – poparł
kolegę Logan.
- Oh,
zamknij się! A kto niedawno spowodował, że tłum dziewczyn nie odstępował go na
krok przez tydzień?! – wytknął mu długowłosy.
- Oj tam, oj
tam… To było tylko raz… I to nie była moja wina! – bronił się szatyn.
- A czyja?
Czy to ja je podrywałem? To przez samego siebie bałeś się wyjść z domu! – włączył
się do dyskusji latynos.
- Dobra.
Koniec tego. Ta kłótnia do niczego nie doprowadzi. Wy się pogódźcie, a ja się
przejdę. – przerwał im Kendall i wyszedł.
Chodząc,
myślał o swoim życiu. Dotychczas miał już kilka dziewczyn, ale żadna nie była
tą jedyną. W sumie, to jest młody i ma jeszcze dużo czasu, ale jak na razie
dość wycierpiał z powodu płci przeciwnej. Należy wspomnieć, że wszystkie
związki rozpadły się z winy partnerek, które pierwsze z nim zrywały.
Zastanawiał się, co z nim nie tak. Dlaczego dziewczyny nie potrafią go
pokochać? Czy kiedyś wreszcie będzie szczęśliwy? Tak rozmyślając przechadzał
się po mieście. W pewnym momencie potknął się o sznurówkę, więc schylił się,
żeby zawiązać but, kiedy coś zauważył. Wyciągnął rękę i podniósł to.
***
- To powiesz
mi wreszcie co się stało? – zapytała mnie Aga.
- Ok… -
zgodziłam się niechętnie.
- Więc? –
popędzała mnie Agnieszka.
- To może
najpierw się wykąpiemy i zrobimy coś do jedzenia? – zaproponowałam, aby odwlec
ten moment. – Co to za impreza bez podjadania?
- No dobra…
- zgodziła się niechętnie.
Kiedy po 30
minutach obie byłyśmy w piżamach, a na stoliku obok stały miski z chipsami i
popcornem zaczęłam mówić. Opowiedziałam jej o całej rozmowie z Bartkiem. Na
początku bałam się, ale gdy zaczęłam, to poczułam, że sprawia mi to ulgę.
Musiałam się komuś wygadać, a kto lepiej się do tego nadaje, jak nie najlepsza
przyjaciółka? Podczas całej rozmowy nie zapłakałam ani razu - widocznie moje
zapasy łez już wyczerpałam. Jednak było mi bardzo smutno. W tym momencie nie
wierzyłam, że tego wieczora się uśmiechnę, choć raz.
- Masz
zamiar spotkać się z nim przed wyjazdem? – zapytała.
- Nie wiem,
czy dam radę… Muszę to sobie wszystko poukładać… - odpowiedziałam.
- Oczywiście
możesz na mnie liczyć. Jestem do twojej dyspozycji 24h na dobę, 7 dni w
tygodniu. Wiesz o tym, prawda?
- Tak, wiem.
– powiedziałam. Próbowałam się do niej uśmiechnąć, ale chyba mi się nie udało.
Owocem moich starań był jedynie niewyraźny grymas.
- Ok. To
teraz musimy cię jakoś rozweselić! Co powiesz na wieczór komediowy? –
zaproponowała.
- Byleby to
nie były komedie romantyczne. – odparłam.
- I to mi
się podoba! Zaraz cię rozkręcę, zobaczysz! Jeszcze nigdy mi się nie oparłaś! –
widać było, że naprawdę wierzy w to, co mówi, ale ja nie byłam tego taka pewna.
- To co
najpierw oglądamy? – zapytałam.
- Hmm… Może…
- To ty coś
wybierz, a ja pójdę do łazienki.
- Ok. Wracaj
szybko.
Kiedy
weszłam do pokoju Aga już rozsiadła się na kanapie.
- Siadaj.
Zaczyna się. – szepnęła. Kiwnęłam tylko głową i usiadłam obok mojej
przyjaciółki. Jednak kiedy zobaczyłam pierwszą scenę zrozumiałam co to za film.
Oglądałam go niedawno.
- Przecież
prosiłam, żeby nie włączać komedii romantycznej! – oburzyłam się i wstałam,
jednocześnie wyłączając DVD.
-
Przepraszam, ale jeszcze nie widziałam tego filmu. Nie wiedziałam, że to
komedia romantyczna. – usprawiedliwiała się Aga.
- A nie
widziałaś też tytułu? Mówi sam za siebie: „Oświadczyny po irlandzku”! –
powiedziałam lekko podniesionym głosem, nadal stojąc. Podobno humor miał mi się
poprawić, ale tylko się pogorszył.
- Niestety nie
mogłam tego stwierdzić, gdyż płyta nie była podpisana. – spokojnym głosem
odpowiedziała mi Agnieszka. Postanowiłam opanować się i usiadłam.
-
Przepraszam. Jestem okropna. – zwróciłam się do przyjaciółki.
- Nie, wcale
nie. – z uśmiechem zaprzeczyła. Ja jednak nie mogłam odwdzięczyć się tym samym,
bo nadal miałam podły nastrój. - Już wiem, co cię rozweseli! – krzyknęła po
chwili zastanowienia.
- Proszę,
nie krzycz, przecież tu jestem! – ja też krzyknęłam. – I mam nadzieję, że tym
razem to będzie coś lepszego niż komedie…
-
Oczywiście! – była pewna siebie. Wyjęła telefon i wybrała jakiś numer.
- Cześć! –
zaczęła rozmowę. – Nie obudziłam cię? – przybliżyłam się do niej, żeby usłyszeć
osobę po drugiej stronie.
- Nie,
jeszcze nie spałam. A co? Stało się coś? – byłam pewna, że to Gabi.
- Właściwie
to tak. Mam mały problem z Zou. Mogłabyś wpaść do nas i mi pomóc?
- Jasne. A gdzie
jesteście?
- U niej w
domu. To za ile będziesz?
- Za jakieś
20 minut. Muszę się przygotować na wielki babski wieczór! – wesoło
odpowiedziała Gabriella. Lubiłam ją za nieustanną wesołość.
- Ok. To do
zobaczenia! – pożegnała się Aga i rozłączyła się.
- Zrobiłaś
to specjalnie. Wiesz, że przy niej długo nie wytrzymam bez parsknięcia
śmiechem… - rzekłam z wyrzutem.
- I o to
chodzi! – zaśmiała się. Po jakichś 15 minutach ktoś zapukał do drzwi.
Wiedziałyśmy kto to i natychmiast pobiegłyśmy otworzyć.
- Hej dziewczyny!
– przywitała nas włoszka.
- Cześć! –
powiedziałyśmy równocześnie. Często nam się to zdarzało.
-
Przyniosłam coś! – mówiąc to wyciągnęła z przepastnej torby sześciopak piwa i
butelkę wódki.
- No to
impreza się rozkręca! – ucieszyła się Agnieszka.
- Przyda się
coś na utopienie smutków… - dodałam smętnie.
- A co to za
minka! – Gabi zaczęła mówić do mnie jak do małego dziecka. – Nie smucimy się,
bo jak tak dalej będzie, to ktoś wyleci za drzwi!
- Daruj
sobie. Mnie dziś nie rozśmieszysz! – odparłam zdecydowanie.
- Zobaczymy,
zobaczymy… - powiedziała wchodząc z tajemniczym uśmieszkiem.
- Zaczynam
się bać. – szepnęłam do Agi, czym chyba bardzo ją ucieszyłam.
***
- Chłopaki!
– zawołał Kendall otwierając drzwi.
- Czego. –
mruknął Carlos leżąc plackiem na podłodze.
- Muszę wam
coś pokazać. – powiedział Schmidt.
- Teraz? –
jęknął Logan, rozłożony na kanapie.
- Tak,
teraz. – nie dawał za wygraną chłopak.
- A to nie
może zaczekać do rana? – spytał z nadzieją James, który zajął przestronny
fotel.
- Nie. – nie
odpuszczał blondyn. – Chcę wam pokazać co znalazłem na spacerze.
- Zobaczymy
jutro. – odparł Henderson.
- Albo
teraz, albo nigdy. – Kendall postawił sprawę jasno. Przez chwilę panowała cisza,
a potem Carlos postanowił jednak zerknąć na ten przedmiot. Jego ciekawość była
większa od zmęczenia. Za jego przykładem poszedł James, a na końcu Logan.
- I to
rozumiem! – ucieszył się Schmidt. Kiedy wszyscy usiedli przy stole w kuchni
chłopak wyciągnął z kieszeni to, co znalazł.
- Czyje to?
– spytał Maslow.
- Nie wiem.
– powiedział szczerze blondyn.
- To po co
zawracasz nam głowę! – szatyn był niepocieszony.
- Dlatego,
że wy pomożecie mi to zwrócić.
- Niby jak?
– latynos nie miał pojęcia, jak tego dokonać.
- Wiecie co?
Ja chyba mam pomysł… - Henderson jak zwykle miał plan…
***
Po godzinie
po alkoholu nie było śladu. Aga i Gabi cały czas się chichrały, a ja płakałam.
Tak jakby wewnętrzny nastrój wzmocnił
się u każdej z nas. Nie bawiły mnie ich żarty, a dziewczyny w końcu
zrezygnowały z prób pocieszenia mnie. W pewnym momencie zadzwonił telefon
Agnieszki. Roześmiana podeszła do lady, na której leżało urządzenie i spojrzała
na ekran. Nagle spoważniała i zrobiła wielkie oczy.
- Kto
dzwoni? – zapytałam zdziwiona jej zachowaniem.
- Ty… -
odpowiedziała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz