czwartek, 20 września 2012

Rozdział 1


Rozdział 1

Szłam wolnym krokiem myśląc o wszystkim i o niczym. „Już mu nie zależy, nawet za mną nie pobiegł…”- chodziło mi po głowie. Nie wiem ile czasu minęło. Zrozumiałam, że jest późno, kiedy zrobiło się znacznie zimniej niż wcześniej. Postanowiłam wrócić. Zamyślona skierowałam swoje kroki w stronę domu. Gdy już byłam na miejscu zobaczyłam zapalone światła i przypomniałam sobie, że Aga na mnie czeka. Nie musiałam nawet jej wołać, bo sama wybiegła mi na spotkanie. Była zła jak osa.

- Gdzie-ty-byłaś! – krzyknęła, akcentując każde słowo.

-Jak to gdzie? Z Bartkiem. – odpowiedziałam.

- Nieprawda! Dzwonił do mnie i pytał o ciebie, bo nie mógł się do ciebie dodzwonić! Zapytam jeszcze raz. Gdzie byłaś! – była na serio wkurzona.

- Spacerowałam… - powiedziałam cicho.

- Spacerowałaś?! To ja tu od zmysłów odchodzę, a ty się gdzieś włóczysz?! Dziewczyno! Nie było cię ponad 3 godziny! Nikt nie wie, co się z tobą stało!

- Przestań na mnie krzyczeć! Nie jesteś moją matką!

- I dobrze! Z taką córką umarłabym na zawał! Powiesz chociaż dlaczego Bartek cię szukał? Przecież mieliście być razem? – kiedy o to zapytała momentalnie powróciło do mnie wspomnienie tego spotkania, tylko że ze zdwojoną siłą. Nie mogłam się dłużej powstrzymać i rozpłakałam się. Aga objęła mnie i zaczęła uspokajać, głaszcząc po głowie i powtarzając, że wszystko będzie dobrze. Cała złość uszła z nas w tym momencie. Liczyło się tylko to, że byłyśmy przyjaciółkami. Na zawsze…

                                                                 ***

- Wreszcie mogę odpocząć. – sapnął Carlos rozkładając się na kanapie.

- Hej, zrób miejsce! Ja też padam z nóg! – oburzył się James.

- A ja nie, bo w przeciwieństwie do was JA nie pozwalałem fankom wejść sobie na głowę. – powiedział Kendall.

- Właśnie! Nie możecie pozwalać im na wiele, bo w życiu nie dadzą wam spokoju. – poparł kolegę Logan.

- Oh, zamknij się! A kto niedawno spowodował, że tłum dziewczyn nie odstępował go na krok przez tydzień?! – wytknął mu długowłosy.

- Oj tam, oj tam… To było tylko raz… I to nie była moja wina! – bronił się szatyn.

- A czyja? Czy to ja je podrywałem? To przez samego siebie bałeś się wyjść z domu! – włączył się do dyskusji latynos.

- Dobra. Koniec tego. Ta kłótnia do niczego nie doprowadzi. Wy się pogódźcie, a ja się przejdę. – przerwał im Kendall i wyszedł.

Chodząc, myślał o swoim życiu. Dotychczas miał już kilka dziewczyn, ale żadna nie była tą jedyną. W sumie, to jest młody i ma jeszcze dużo czasu, ale jak na razie dość wycierpiał z powodu płci przeciwnej. Należy wspomnieć, że wszystkie związki rozpadły się z winy partnerek, które pierwsze z nim zrywały. Zastanawiał się, co z nim nie tak. Dlaczego dziewczyny nie potrafią go pokochać? Czy kiedyś wreszcie będzie szczęśliwy? Tak rozmyślając przechadzał się po mieście. W pewnym momencie potknął się o sznurówkę, więc schylił się, żeby zawiązać but, kiedy coś zauważył. Wyciągnął rękę i podniósł to.

                                                                       ***

- To powiesz mi wreszcie co się stało? – zapytała mnie Aga.

- Ok… - zgodziłam się niechętnie.

- Więc? – popędzała mnie Agnieszka.

- To może najpierw się wykąpiemy i zrobimy coś do jedzenia? – zaproponowałam, aby odwlec ten moment. – Co to za impreza bez podjadania?

- No dobra… - zgodziła się niechętnie.

Kiedy po 30 minutach obie byłyśmy w piżamach, a na stoliku obok stały miski z chipsami i popcornem zaczęłam mówić. Opowiedziałam jej o całej rozmowie z Bartkiem. Na początku bałam się, ale gdy zaczęłam, to poczułam, że sprawia mi to ulgę. Musiałam się komuś wygadać, a kto lepiej się do tego nadaje, jak nie najlepsza przyjaciółka? Podczas całej rozmowy nie zapłakałam ani razu - widocznie moje zapasy łez już wyczerpałam. Jednak było mi bardzo smutno. W tym momencie nie wierzyłam, że tego wieczora się uśmiechnę, choć raz.

- Masz zamiar spotkać się z nim przed wyjazdem? – zapytała.

- Nie wiem, czy dam radę… Muszę to sobie wszystko poukładać… - odpowiedziałam.

- Oczywiście możesz na mnie liczyć. Jestem do twojej dyspozycji 24h na dobę, 7 dni w tygodniu. Wiesz o tym, prawda?

- Tak, wiem. – powiedziałam. Próbowałam się do niej uśmiechnąć, ale chyba mi się nie udało. Owocem moich starań był jedynie niewyraźny grymas.

- Ok. To teraz musimy cię jakoś rozweselić! Co powiesz na wieczór komediowy? – zaproponowała.

- Byleby to nie były komedie romantyczne. – odparłam.

- I to mi się podoba! Zaraz cię rozkręcę, zobaczysz! Jeszcze nigdy mi się nie oparłaś! – widać było, że naprawdę wierzy w to, co mówi, ale ja nie byłam tego taka pewna.

- To co najpierw oglądamy? – zapytałam.

- Hmm… Może…

- To ty coś wybierz, a ja pójdę do łazienki.

- Ok. Wracaj szybko.

Kiedy weszłam do pokoju Aga już rozsiadła się na kanapie.

- Siadaj. Zaczyna się. – szepnęła. Kiwnęłam tylko głową i usiadłam obok mojej przyjaciółki. Jednak kiedy zobaczyłam pierwszą scenę zrozumiałam co to za film. Oglądałam go niedawno.

- Przecież prosiłam, żeby nie włączać komedii romantycznej! – oburzyłam się i wstałam, jednocześnie wyłączając DVD.

- Przepraszam, ale jeszcze nie widziałam tego filmu. Nie wiedziałam, że to komedia romantyczna. – usprawiedliwiała się Aga.

- A nie widziałaś też tytułu? Mówi sam za siebie: „Oświadczyny po irlandzku”! – powiedziałam lekko podniesionym głosem, nadal stojąc. Podobno humor miał mi się poprawić, ale tylko się pogorszył.

- Niestety nie mogłam tego stwierdzić, gdyż płyta nie była podpisana. – spokojnym głosem odpowiedziała mi Agnieszka. Postanowiłam opanować się i usiadłam.

- Przepraszam. Jestem okropna. – zwróciłam się do przyjaciółki.

- Nie, wcale nie. – z uśmiechem zaprzeczyła. Ja jednak nie mogłam odwdzięczyć się tym samym, bo nadal miałam podły nastrój. - Już wiem, co cię rozweseli! – krzyknęła po chwili zastanowienia.

- Proszę, nie krzycz, przecież tu jestem! – ja też krzyknęłam. – I mam nadzieję, że tym razem to będzie coś lepszego niż komedie…

- Oczywiście! – była pewna siebie. Wyjęła telefon i wybrała jakiś numer.

- Cześć! – zaczęła rozmowę. – Nie obudziłam cię? – przybliżyłam się do niej, żeby usłyszeć osobę po drugiej stronie.

- Nie, jeszcze nie spałam. A co? Stało się coś? – byłam pewna, że to Gabi.

- Właściwie to tak. Mam mały problem z Zou. Mogłabyś wpaść do nas i mi pomóc?

- Jasne. A gdzie jesteście?

- U niej w domu. To za ile będziesz?

- Za jakieś 20 minut. Muszę się przygotować na wielki babski wieczór! – wesoło odpowiedziała Gabriella. Lubiłam ją za nieustanną wesołość.

- Ok. To do zobaczenia! – pożegnała się Aga i rozłączyła się.

- Zrobiłaś to specjalnie. Wiesz, że przy niej długo nie wytrzymam bez parsknięcia śmiechem… - rzekłam z wyrzutem.

- I o to chodzi! – zaśmiała się. Po jakichś 15 minutach ktoś zapukał do drzwi. Wiedziałyśmy kto to i natychmiast pobiegłyśmy otworzyć.

- Hej dziewczyny! – przywitała nas włoszka.

- Cześć! – powiedziałyśmy równocześnie. Często nam się to zdarzało.

- Przyniosłam coś! – mówiąc to wyciągnęła z przepastnej torby sześciopak piwa i butelkę wódki.

- No to impreza się rozkręca! – ucieszyła się Agnieszka.

- Przyda się coś na utopienie smutków… - dodałam smętnie.

- A co to za minka! – Gabi zaczęła mówić do mnie jak do małego dziecka. – Nie smucimy się, bo jak tak dalej będzie, to ktoś wyleci za drzwi!

- Daruj sobie. Mnie dziś nie rozśmieszysz! – odparłam zdecydowanie.

- Zobaczymy, zobaczymy… - powiedziała wchodząc z tajemniczym uśmieszkiem.

- Zaczynam się bać. – szepnęłam do Agi, czym chyba bardzo ją ucieszyłam.

                                                                   ***

- Chłopaki! – zawołał Kendall otwierając drzwi.

- Czego. – mruknął Carlos leżąc plackiem na podłodze.

- Muszę wam coś pokazać. – powiedział Schmidt.

- Teraz? – jęknął Logan, rozłożony na kanapie.

- Tak, teraz. – nie dawał za wygraną chłopak.

- A to nie może zaczekać do rana? – spytał z nadzieją James, który zajął przestronny fotel.

- Nie. – nie odpuszczał blondyn. – Chcę wam pokazać co znalazłem na spacerze.

- Zobaczymy jutro. – odparł Henderson.

- Albo teraz, albo nigdy. – Kendall postawił sprawę jasno. Przez chwilę panowała cisza, a potem Carlos postanowił jednak zerknąć na ten przedmiot. Jego ciekawość była większa od zmęczenia. Za jego przykładem poszedł James, a na końcu Logan.

- I to rozumiem! – ucieszył się Schmidt. Kiedy wszyscy usiedli przy stole w kuchni chłopak wyciągnął z kieszeni to, co znalazł.

- Czyje to? – spytał Maslow.

- Nie wiem. – powiedział szczerze blondyn.

- To po co zawracasz nam głowę! – szatyn był niepocieszony.

- Dlatego, że wy pomożecie mi to zwrócić.

- Niby jak? – latynos nie miał pojęcia, jak tego dokonać.

- Wiecie co? Ja chyba mam pomysł… - Henderson jak zwykle miał plan…

                                                                     ***

Po godzinie po alkoholu nie było śladu. Aga i Gabi cały czas się chichrały, a ja płakałam. Tak jakby wewnętrzny nastrój  wzmocnił się u każdej z nas. Nie bawiły mnie ich żarty, a dziewczyny w końcu zrezygnowały z prób pocieszenia mnie. W pewnym momencie zadzwonił telefon Agnieszki. Roześmiana podeszła do lady, na której leżało urządzenie i spojrzała na ekran. Nagle spoważniała i zrobiła wielkie oczy.

- Kto dzwoni? – zapytałam zdziwiona jej zachowaniem.

- Ty… - odpowiedziała.

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz