sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 17


Siemka! Już po Świętach, więc trzeba się powoli szykować do szkoły -,-'' Przed rozdziałem mam do Was pewą sprawę. Chciałabym Was bardzo przeprosić, że nie komentowałam jeszcze praktycznie większości blogów, ale jakiś tydzień (jak nie dłużej) nie wchodziłam na kompa z braku czasu i teraz mam duuużo do nadrabiania. Czytam w każdej wolnej chwili, ale teraz też nie ma ich znowu tak dużo, ile bym chciała.. Proszę tylko żebyście nie gniewały się na mnie! Jak najszybciej postaram się wszystkie te zaległości nadrobić :) A teraz zapraszam na rozdział... AND HAPPY NEW YEAR! Pamiętajcie, że taki jak początek roku, taki cały rok!! :D
Rozdział 17

Wszystkie siedziałyśmy w kuchni i debatowałyśmy o całej tej sytuacji. Chłopcy siedzieli przed telewizorem w salonie. Wszystkie nasze telefony leżały na stole przed nami, gdyż co chwila dzwoniłyśmy do Zuzy i czekałyśmy, aż się odezwie.

- Jak można być tak nieodpowiedzialnym! – Gabi pokiwała głową z dezaprobatą. – Wylądowała już jakieś 3 godziny temu i jeszcze się nie odezwała!

- Przecież wie, że będziemy się martwić! – dodała Jula.

- Jeśli zaraz nie da znaku życia, to jadę do Polski! – dorzuciłam swoje 3 grosze.

- My z tobą! – dołączyły do mnie.

- Dziewczyny… - do kuchni wszedł Carlos.

- Czego?! – wrzasnęłyśmy wszystkie na niego pod wpływem emocji, przez co biedak się przestraszył i wybiegł z pomieszczenia.

- Sorki! – krzyknęłyśmy.

- Dobra, opanujmy się. – odetchnęłam głęboko.

- Może spróbujmy jeszcze raz do niej zadzwonić? – zaproponowała zrezygnowana Jula.

- Jak chcesz. Spróbować zawsze można. – wzruszyłam ramionami. W końcu każda z nas z 15 razy dobijała się do Zuzy i nie przyniosło to żadnego efektu. Dziewczyna wzięła telefon do ręki i wykręciła numer.

- Aaaa! – pisnęła, wstając gwałtownie i przewracając krzesło.

- Co się stało?! – podbiegłyśmy do niej.

- Jest sygnał! Jest sygnał!! – wydarła się na cały dom.

- Taaaak! – krzyknęłyśmy. Zaraz wbiegli do pomieszczenia chłopcy, potykając się jeden o drugiego.

- Odebrała?! – chciał wiedzieć Kendall.

- Jeszcze nie. Ciii! – uciszyła nas Julia. Momentalnie zamilkliśmy i zdenerwowani wpatrywaliśmy się ze kupieniem w telefon.

- Daj na głośnomówiący. – podsunęłam. Zrobiła to i dalej czekaliśmy.

- Tak? – po drugiej stronie usłyszeliśmy zaspany głos naszej przyjaciółki.

- Zuza!

- Czemu się nie odzywałaś?!

- Co u ciebie?!

- Kiedy wracasz?! – krzyczeliśmy wszyscy naraz.

- Hej, hej. Spokojnie. Nic nie rozumiem. – rozbudziła się trochę. Julia wyłączyła głośnik i przyłożyła urządzenie do ucha.

***

*rozmowa telefoniczna*

- Cześć kochana! Czemu się nie odzywałaś? – spytałam.

- Przepraszam, ale nie miałam do tego głowy. – odpowiedziała zmęczonym głosem.

- Co się stało? – przerzuciłam się na j. polski, tak jak ona.

- Nie chcę o tym mówić.. – szepnęła.

- Czemu? Nawet nie wiesz jak się martwiliśmy o ciebie! Proszę, powiedz co się stało. – nalegałam.

- Jesteś sama? – spytała po chwili ciszy zrezygnowanym tonem. Przebiegłam wzrokiem po wszystkich zgromadzonych wokół mnie i próbujących za wszelką cenę coś usłyszeć. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem udałam się do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz, żeby na pewno nikt nam nie przeszkodził i usiadłam na łóżku.

- Teraz tak. Możesz mówić o co chodzi.

- Moi rodzice i siostra mieli wypadek. – powiedziała wreszcie.

- O mój Boże! Coś się im stało?!

- Karolina ma tylko kilka siniaków i zadrapań. Niedługo powinna wyjść ze szpitala. – odparła.

- Na szczęście. – uspokoiłam się trochę. – A jak rodzice? – cisza.. – Co z nimi? – znowu się zdenerwowałam. – Czy oni… - urwałam, nie chcąc wypowiedzieć tych słów.

- Nie żyją… - powiedziała łamiącym się głosem. Krzyknęłam mimowolnie, szybko zasłaniając sobie ręką usta. Chociaż nie znałam ich za dobrze, to mogłam się domyślić jak cierpiała w tej sytuacji Zuzia. Została sama z małą siostrą!

- Już do ciebie lecę. – zdecydowałam.

- Nie trzeba, naprawdę. Wolę teraz być sama z Karoliną. Musimy się z tym uporać.. – było po niej słychać, że zaraz się rozpłacze.

- Jak chcesz. Ale jeśli tylko będziesz potrzebowała wsparcia, to wiesz, że zawsze możesz do nas zadzwonić. O każdej porze dnia i nocy. – zapewniłam.

- Tak, wiem. Dziękuję.

- A kiedy wrócisz? – zapytałam. Znowu cisza.. – Tylko mi nie mów, że nie wracasz?! – nie dowierzałam.

- Przepraszam, ale mam teraz sporo do załatwienia w Polsce. Muszę zorganizować pogrzeb, przypilnować realizacji testamentu i zająć się siostrą. A poza tym, to jak sobie wyobrażasz moje mieszkanie w USA? A co z Karoliną?

- A pytałaś się jej, czy chciałaby z tobą tu przyjechać?

- Nie. Ale nawet jeśli, to teraz nie wchodzi to w grę.

- Czyli widzimy się w LA jak to wszystko się uspokoi, tak? – musiałam to wiedzieć!

- Pomyślę. Nic nie obiecuję. Zobaczę jeszcze. – odpowiedziała. - Mam tylko jedną prośbę.

- Zrobię wszystko!

- Nie mów nic chłopakom. To ich zupełnie nie dotyczy. – poprosiła.

- Jak to ich nie dotyczy?! To są twoi przyjaciele! Wiesz jak się martwili?! – troszkę się zbulwersowałam, ale gdy tylko usłyszałam jej przepełniony smutkiem głos, zmiękłam.

- Nie znamy się długo, nie wiedzą o mnie praktycznie nic. Nie chcę, żeby litowali się nade mną teraz, kiedy rozklejam się na każde wspomnienie… - głos jej się załamał, przez co i mi w oczach stanęły łzy. – Obiecuję, że wyjaśnię im wszystko sama, gdy się pozbieram. I poproś ich, żeby nie nękali mnie telefonami. – jakby troszkę się uśmiechnęła.

- Dobrze kochana, jak chcesz. Wracaj do nas szybko.

- Trzymajcie się. Pozdrów wszystkich ode mnie. Pa.

- Pa. – pożegnałam się i odłożyłam telefon. Zaczęłam myśleć o naszej rozmowie. Nie mogę sobie wyobrazić co ona teraz przeżywa! Pewnie strasznie cierpi! Mimowolnie po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nagle coś sobie uświadomiłam – muszę powiedzieć o tym dziewczynom! Zuzia mówiła tylko, żeby nie wspominać o niczym chłopakom, ale nie najlepszym przyjaciółkom. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. To, co za nimi ujrzałam, niespecjalnie mnie zdziwiło. Otóż cała szóstka stała tam i nachylała się w stronę drzwi. Kiedy mnie zobaczyli, wyprostowali się.

- My wcale nie podsłuchiwaliśmy. – zapewnił Carlos.

- To teraz nie ważne. – odparłam. Złapałam Agę i Gabi, po czym wciągnęłam je do środka i ponownie zamknęłam drzwi.

- Ej! – zaprotestowali chłopcy. Nie zwróciłam na nich najmniejszej uwagi i siadając z dziewczynami na łóżku opowiedziałam im, co się stało. Tak jak przypuszczałam rozpłakały się, przez co i ja znowu się poryczałam. Kiedy się opanowałyśmy, Aga i Gabi wyszły z mojego pokoju, a ja położyłam się na moim wygodnym łóżeczku. Zmęczył mnie ten płacz, więc dość szybko zasnęłam.

***

Ta rozmowa z Julą była ciężka. Żeby spokojnie jej wszystko wyjaśnić, wyszłam do łazienki i teraz właśnie stałam przed lustrem i poprawiałam makijaż, żeby nie pokazać Karolinie, że się rozkleiłam. W miarę zadowolona z efektu wróciłam na salę. Kars zasnęła. Bardzo dobrze, potrzebuje teraz odpoczynku. Ja sobie raczej nie pośpię, bo tu nie mam gdzie, a do domu nie mam ochoty wracać. Myśleć też nie chcę, bo nic dobrego z tego teraz nie wyniknie. Co mogę robić? Zadzwonić? Nie, nie mam ochoty na rozmowy. Może przejść się? Tak. Chyba pójdę na spacer. Napisałam tylko karteczkę dla siostry, że wyszłam do parku i niedługo wrócę, gdyby się obudziła, i opuściłam budynek szpitala. Udałam się do parku, z którym wiążę najprzyjemniejsze w tej chwili wspomnienie. Usiadłam na ławce i przypominałam sobie ten dzień, w którym spotkałyśmy tych wariatów z LA. Wtedy cieszyłam się, że rodzice wyjechali i mam dom dla siebie, ale teraz wolałabym sto razy bardziej, żeby nigdzie więcej nie jeździli.. Stop! Żadnych wspomnień powodujących płacz! Odchyliłam głowę do tyłu i pomyślałam o przyjaciołach. Już się za nimi stęskniłam! Ale nie mogę wyjechać.. Teraz nie mogę myśleć o sobie, muszę skupić się głównie na dobru Karoliny. Czy poradzę sobie w nowej roli? Nie byłam pewna. Położyłam rękę na ławce, ale szybko ją cofnęłam, gdyż coś ukuło mnie w nią. Okazało się, że leżała tam żyletka. Podniosłam ją i przyjrzałam się jej dokładnie. Po chwili namysłu przyłożyłam ją…
 
 
Taki chyba trochę nudny mi rozdział wyszedł, jak spojrzę na niego... Wiem, że teraz będziecie zaprzeczać, ale ja wiem swoje :) A tak poza tym, to słyszałyście pewnie o wypadku Logana.. Ja się poryczałam, jak o tym czytałam! Chwała Bogu, że miał na sobie tę kurtkę.. To do następnego ;*** AHA! I dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem, a zwłaszcza Alicji Bohdanowicz - twój komentarz dał mi powera do pisania :D

piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 16

Hejka! I jak tam? Przeżyliście jakoś koniec świata?? Ja chyba jeszcze żyję... xD No i z tej okazji mamy nowy rozdział. Chyba go troszkę schrzaniłam, ale nie mnie to oceniać. Zapraszam i dziękuję za wszytskie wejścia i komentarze. Kocham każdego czytelnika!! ♥

Rozdział 16

{- Witam. Tutaj dr Chrzanowska. Przepraszam, że dzwonię o tej porze, ale ta sprawa nie może czekać. – usłyszałam jakąś kobietę, mówiącą po polsku…}

- Można wiedzieć kim pani jest? – zapytałam, nic nie rozumiejąc.

- To chyba nie jest rozmowa na telefon. Czy jest możliwość, żeby pani przyleciała jak najszybciej do Polski?

- Ehmm.. Myślę, że to raczej nie jest duży problem. – odpowiedziałam niepewnie. – Ale skąd pani wie, że jestem za granicą? – zaczaiłam, że przecież tylko rodzina wie, iż wyjechałam.

- Pani siostra, Karolina, mi powiedziała.

- Że co? – to wszystko było nieznośne! Nie miałam pojęcia, co się dzieje!

- Teraz najważniejsze jest, aby jak najszybciej pani przyleciała. Proszę udać się na ul. Warskiego 25. – poinstruowała mnie.

- Dobrzeee..

- W takim razie do zobaczenia. Niech na miejscu zapyta pani o mnie.

- Do widzenia. – rozłączyłam się szybko i zaczęłam zastanawiać się nad całą tą sytuacją. Po jakimś czasie ocknęłam się i sięgnęłam po laptopa. Sprawdziłam, kiedy jest najbliższy lot do Polski. Był dość szybko. Spojrzałam na zegar – 21.56. Czyli mam jakieś 2 godziny, żeby wyszykować się i zdążyć na samolot. Nie czekając ani chwili dłużej wyciągnęłam spod łóżka torbę i włożyłam do niej kilka wyłącznie najpotrzebniejszych rzeczy. Przebrałam się i zadzwoniłam po taksówkę. Napisałam na szybkiego list z wyjaśnieniem dla dziewczyn i chłopaków. Zdążyłam zawiesić go na lodówce, kiedy usłyszałam klakson taksówki. Wzięłam do ręki torbę i zamykając za sobą drzwi wsiadłam do auta. Na lotnisko dojechałam po pół godzinie. Kiedy już zajęłam swoje miejsce w samolocie, postanowiłam się zdrzemnąć. Lot trwa 9 godzin, czyli w LA będzie już rano, a w Polsce jakaś 18, kiedy dolecę. Teraz mogę już tylko czekać na lądowanie…

*9 godzin później*

Wreszcie znalazłam się z powrotem na ziemi. Mieszkam całe życie w tym mieście, ale nie wiedziałam w tej chwili, co jest na ulicy Warskiego 25. Postanowiłam nie mieć niespodzianki, więc zapytałam o to przechodzącą kobietę.

- Tam jest szpital! – odpowiedziała pewnie i odeszła, a ja czułam się tak, jakbym wrosła w ziemię. Szpital?! Co tam robiła Karolina?! Co się stało?! I dlaczego ta babka, która do mnie dzwoniła, twierdziła, że to nie na telefon?! Nie znajdując odpowiedzi na te wszystkie pytania ruszyłam biegiem w stronę miejsca. Trzymając się za brzuch (przez kolkę) podeszłam do recepcji i zapytałam o tę całą Chrzanowską.

- Pierwsze piętro, gabinet nr 10. – poinformowała mnie pielęgniarka. Znalazłszy właściwy gabinet zapukałam i szybko wtargnęłam raczej niż weszłam do środka.

- Pani Zuzanna jak mniemam. – zwróciła się do mnie, zerkając znad papierów.

- Skąd pani wie? – zdziwiłam się.

- Jest pani podobna do siostry. – uśmiechnęła się.

- Gdzie ona jest? Czy coś jej się stało? A rodzice? Co z nimi? – zadawałam pytania jak nakręcona.

- Spokojnie. Karolina jest na oddziale dziecięcym. Jest troszkę poobijana, ale to nic poważnego. – odparła.

- A rodzice? – ponowiłam pytanie. Nic nie odpowiedziała. – Co z nimi? – nagle zaschło mi w gardle i spierzchły mi usta, przez co ledwo dałam radę to powiedzieć. Lekarka spojrzała na mnie i udzieliła mi odpowiedzi. Zbladłam na jej słowa. Machinalnie powoli podniosłam się i wyszłam z gabinetu. Znalazłam salę, gdzie leżała Karolina. Cicho otworzyłam drzwi i zajrzałam do środka. Siedziała na łóżku i gapiła się bezsensownie na zgaszony telewizor. Wślizgnęłam się do środka i przybliżyłam się do niej. Usiadłam przy siostrze, ale nawet wtedy nie zwróciła na mnie uwagi. Zauważyłam zdjęcie w ramce przy łóżku. Byli na nim nasi rodzice. Momentalnie moje oczy zaszły łzami. Pociągnęłam nosem i właśnie wtedy Karolinka zwróciła swoją głowę w moją stronę. Spojrzałyśmy na siebie i wybuchając płaczem wpadłyśmy sobie w ramiona. To co, że zawsze się kłócimy i dogryzamy sobie nawzajem. Teraz, kiedy zostałyśmy same, musimy się wspierać…

***

Leniwie przeciągnęłam się i podniosłam. Zerknęłam na zegar – była 8.24. Przebrałam się i zeszłam na dół na śniadanie. Wszyscy jeszcze spali. Miałam ochotę na płatki, więc wsypałam je do miseczki i podeszłam do lodówki, aby wyciągnąć mleko. Gdy chciałam je odstawić z powrotem, zauważyłam jakąś karteczkę. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać.

- Że co?! – krzyknęłam, kiedy skończyłam. Upuściłam karton, a w rezultacie mleko rozlało się po całej kuchni. Przeklęłam pod nosem, ale nie przejęłam się tym teraz. Poleciałam do pokoju Zuzy i bez pukania weszłam do środka. Pusto. Zrezygnowana wróciłam na dół i zabrałam się za sprzątanie. Niestety nie było w domu drugiego kartonu mleczka, więc zjadłam suche płatki J Po jakimś czasie dołączył do mnie Kendall.

- Hej Jula. – przywitał się.

- Hej. – odparłam.

- Czemu tu tak śmierdzi mlekiem? – spytał po chwili, krzywiąc się trochę.

- Nie mam pojęcia. To na razie! – odpowiedziałam i szybko wyszłam z pomieszczenia. Kiedy byłam już u siebie w pokoju, złapałam za telefon i spróbowałam zadzwonić do Zuzi.

- Oczywiście! Wyłączony! – burknęłam i rzuciłam telefon na łóżko. Oby odezwała się jak najszybciej…

***

- Nie mam pojęcia. To na razie! – odpowiedziała i prawie wybiegła z kuchni.

- Dziwne…

- Co? – zapytał Logan, wchodząc.

- Nie ważne. – uciąłem.

- A co to jest? – spytał Henderson, biorąc do ręki jakąś kartkę, leżącą na blacie.

- Nie wiem. Nie widziałem tego. – zajrzałem mu przez ramię, żeby sprawdzić, kto to napisał. Zerknąłem na podpis. „Zuza”?! Wyrwałem mu liścik i zacząłem czytać. Nie mogłem uwierzyć w to, co tam pisało! Wyjechała?! Nawet nie podała konkretnego powodu! Oddałem kartkę Loganowi i wchodząc po schodach, wykręcałem już numer dziewczyny. Niestety wyłączyła telefon, a jej sypialnia była pusta. Czyli to prawda… Usiadłem zrezygnowany na jej łóżku. Mam przynajmniej nadzieję, że wróci.. Ale dlaczego się nie pożegnała?! Tego nie mogę zrozumieć.

***

Kiedy obie się uspokoiłyśmy, odsunęłam siostrę delikatnie od siebie i spojrzałam na nią.

- Co teraz z nami będzie? – spytała, jeszcze trochę łkając.

- Nie martw się. Ja się wszystkim zajmę.

- A co będzie ze mną? Ty już jesteś pełnoletnia, ale ja… - urwała. – Ja nie chcę trafić do domu dziecka. – dokończyła łamiącym się głosem. Założyłam jej włosy za ucho i pogłaskałam ją po policzku.

- I nie trafisz. Nie pozwolę na to. – odparłam. Przyciągnęłam ją do siebie i mocno przytuliłam. – Nie uwolnisz się ode mnie tak prędko. – zażartowałam, żeby trochę rozładować napięcie. Karolina uśmiechnęła się. Słabo, ale jednak.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale można panią na chwilkę prosić? – do sali weszła dr Chrzanowska.

- Już idę. – powiedziałam, odsuwając się od Kars. – Zaraz wracam. – zwróciłam się do niej i wyszłam, kierując się do gabinetu nr 10.

- Zanim pani zacznie… - uprzedziłam lekarkę, siadając w fotelu naprzeciwko. - … chciałabym wiedzieć, ile czasu jeszcze moja siostra zostanie w szpitalu. Kiedy mogę ją zabrać?

- Właśnie o tym chciałam porozmawiać. Nie może pani przejąć opieki nad siostrą. – odparła, a ja momentalnie się wyprostowałam.

- Jak to nie mogę?! Dlaczego niby?! To moja siostra! – wybuchłam.

- Rozumiem, ale nie ma pani prawa tego zrobić. Nie jest pani jej prawnym opiekunem. Karolina zostanie umieszczona w domu dziecka. – jej słowa dosłownie mnie poraziły.

- Aha. Czyli ja nie mogę zaopiekować się własną siostrą, a jacyś obcy ludzie mogą?! Nie pozwolę na to! Nie zabierzecie mi siostry i nie zamkniecie jej w jakimś sierocińcu! Ona się załamie, jeśli do tego dojdzie! Nie pozwolę na to! – teraz już stałam i miotałam się po gabinecie podczas całej tej tyrady.

- Wiem, co pani czuje, ale nie jest pani jej prawnym opiekunem. – uparcie stawiała na swoim.

- Właśnie nic pani nie rozumie! – coraz bardziej byłam wyprowadzona z równowagi. – A to, że jej prawni opiekunowie nie żyją, to nie jej wina. – dodałam ciszej. Przełknęłam gulę, którą nagle poczułam w gardle i mówiłam dalej. – Nie możecie, nie macie prawa unieszczęśliwiać jej jeszcze bardziej. Nie macie prawa! To tak, jakbyście kopali leżącego, a nawet gorzej. To tylko dziecko. Niczemu nie jest winna i nie może ponieść kary za to, co się stało. Bo dla niej to właśnie byłaby kara. Musi być jakiś sposób, żeby uniknąć tego cholernego domu dziecka. Jeśli jest coś, co mogę zrobić, proszę mi to powiedzieć. – zażądałam, siadając ponownie.

- Tylko jedna osoba może opiekować się nieletnią – jej prawny opiekun. – powiedziała.

- W takim razie chcę zostać prawnym opiekunem Karoliny. – zawyrokowałam bez najmniejszego zastanowienia, prostując się na fotelu.

- Jest pani pewna? – spytała dr Chrzanowska.

- Jak nigdy niczego. Zrobię wszystko dla mojej siostrzyczki. – odparłam. Jak to dziwnie brzmi w moich ustach! Nie podejrzewałam, że kiedykolwiek powiem coś takiego o Karolince. Ani że kiedyś nazwę ją „moją siostrzyczką”. Nigdy nie zastanawiałam się dłużej nad naszymi relacjami, a teraz momentalnie stała się dla mnie najważniejsza na świecie.

- W takim razie proszę skontaktować się z tym prawnikiem. On pani pomoże. – uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i podała wizytówkę. Ten facet nazywał się Robert Milczek. Podziękowałam jej i wyszłam. Usiadłam na jednym z wielu pustych krzeseł i wybrałam numer tego gościa.

- Robert Milczek, słucham? – odebrał po drugim sygnale.

- Dzień dobry. Nazywam się Zuzanna Krzemińska.

- Bardzo dobrze, że pani dzwoni. Byłem prawnikiem pani rodziców. Musimy spotkać się w celu zapoznania się z testamentem. – powiedział.

- Dobrze. A pasuje panu teraz? Chciałabym mieć to jak najszybciej za sobą.

- W porządku. Niech pani przyjedzie na ul. Zieloną 6. Tam znajduje się moja kancelaria.

- Do zobaczenia. – rozłączyłam się i zajrzałam jeszcze do Karoliny, uprzedzić ją, że wychodzę na chwilę. Po pięciu minutach byłam na miejscu.

- Pan Milczek już czeka. – zwróciła się do mnie sekretarka, gdy tylko weszłam do budynku. Nawet się nie przedstawiłam! Weszłam do gabinetu i podałam rękę prawnikowi. Od razu przeszedł do rzeczy.

- Żeby jak najszybciej to załatwić, proszę teraz zapoznać się z treścią testamentu państwa Krzemińskich. – po tych słowach miałam ochotę się rozpłakać, ale postanowiłam, że będę silna. Facet podał mi testament, który bardzo szybko przeczytałam. Wynikało z niego, iż cały dorobek życia rodziców dzielą na pół między mnie i Karolinę, tyle że aż do uzyskania jej pełnoletności jej częścią majątku zarządza opiekun prawny. Oddałam mu kartkę.

- A ile w całości wynosi ten „majątek” rodziców? – zapytałam.

- Dokładnie… - zerknął na jakieś dokumenty. – 12 300 550 euro. – dokończył, a ja aż się zakrztusiłam powietrzem.

- ILE?! – nie mogłam uwierzyć! Niby skąd oni mieliby taka kasę!

- 12 300 550 euro. – powtórzył. – Plus dom i domek nad jeziorem. – dodał. Oczy mi prawie na wierzch wyszły. – Pani rodzice dużo inwestowali. – wyjaśnił.

- No dobrze. – próbowałam się uspokoić po szoku, którego doznałam. – Ale ja mam do pana jeszcze jedną sprawę.

- Słucham. – oparł się wygodnie i spojrzał na mnie z uwagą.

- Chciałabym zostać prawnym opiekunem mojej siostry. – oznajmiłam. Prawnik natychmiast wyciągnął w moją stronę jakieś dokumenty.

- Tak myślałem, że pani się zdecyduje i już wcześniej przygotowałem wszystko, co jest potrzebne. Proszę tylko podpisać w tym miejscu. – powiedział.

- I to na tyle? Będzie po sprawie? – zdziwiłam się, podpisując natychmiast.

- Nie tak od razu. Odbędzie się jeszcze sprawa sądowa o przyznanie pani praw do opieki nad nieletnią, ale myślę, że odbędzie się ona bardzo szybko i przebiegnie bez powikłań. – uśmiechnął się pokrzepiająco. – O dniu rozprawy poinformuję panią telefonicznie.

- Dziękuję bardzo. Jestem naprawdę wdzięczna. – wstając podałam mu rękę, którą uścisnął. Wyszłam i udałam się ponownie do szpitala. W najbliższym czasie mam zamiar każdą wolną chwilę spędzać przy Karolinie, żeby dotrzymać jej towarzystwa. Mam nadzieję, że sprawy szybko się potoczą i już niedługo będziemy na zawsze razem J
 
 
 

wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 15

Oto i jest nowy rozdział. Jakoś niespecjalnie jestem z niego zadowolona, ale ocenę pozostawiam Wam. Mi się wydaje straaasznie nudny i wgl. A dedykuję go Agu - kochana, dziękuję ci (wiesz za co :D).
Rozdział 15

{Przed drzwiami ktoś gorączkowo szeptał, po czym wszedł do środka…}

Byłam bliska płaczu, tak jak Gabi. Gdy drzwi się otworzyły, pisnęłyśmy przerażone. Wtedy ktoś zachichotał cicho. Wszędzie poznam ten śmiech!

- Aga! – rzuciłam się w stronę przyjaciółki, ale jak to ja po drodze poślizgnęłam się na rozlanym soku (znowu) i w efekcie poleciałam jak długa prosto na dziewczynę, przewracając ją i siebie.

- Brawo kaleko. – skomentowała to ze śmiechem.

- Ale przyznaj, że tęskniłaś za moim wrodzonym kalectwem. – zagadnęłam wstając i podając jej rękę.

- I to jak tęskniłam. – odparła i przytuliłyśmy się.

- Awwwww! – usłyszałam znajomy głos.

- Jula! – uścisnęłam ją. – Twoi rodzice się zgodzili?! Jak?! – szczerze, to trochę nie wierzyłam, że ją też tu zobaczę.

- Trochę się natrudziłyśmy…

- Trochę?! – przerwała jej Aga.

- No dobra… Trochę dużo się natrudziłyśmy, ale ważne, że się udało. – uśmiechnęła się.

- A ze mną się nikt nie przywita? – oburzyła się Gabi.

- Jasne, że się przywitamy! Chodź no tutaj. – wyciągnęły do niej ręce.

- Pff! Teraz to się wypchajcie! – odwróciła się plecami do nas wszystkich. Dziewczyny niezrażone tym, podeszły do niej i i tak się przytuliły.

- Grupowy uścisk! – krzyknęłam i dołączyłam do reszty.

- A tak w ogóle, to jak nas znalazłyście? – zapytała Gabriella.

- Przecież Carlos powiedział mi, że jesteście u nich, zanim się rozłączył…

- Nie rozłączył, tylko zniszczył mój laptop… - syknęła Gabi, przerywając Adze.

- Tak czy inaczej wiedziałyśmy gdzie was szukać i wystarczyło zapytać pana Schmidta o adres chłopaków. No i jesteśmy! – wyjaśniła. W tym samym momencie z dołu doszły nas krzyki i śmiechy, a nawet trzask tłuczonego szkła xD

- Wrócili. – powiedziałyśmy jednocześnie z Gabi.

- Ciekawe jak zareagują na nasz przyjazd. – zmartwiła się Jula. – No bo w końcu to ich dom, a my tak nieproszone tutaj przylazłyśmy…

- I myślisz, że oni by was wyrzucili? Hehe, no to widać, że ich nie znasz. – uśmiechnęłam się.

- Wiecie co? Zostańcie tutaj na chwilę. Jak was zawołamy, to przyjdziecie. Ok? – zaproponowała Gabi. Dziewczyny zgodziły się, choć zdziwiła je ta propozycja.

- Co ci przyszło do głowy? – spytałam, gdy schodziłyśmy na dół, wycenić straty ;D

- Zróbmy Carl… to znaczy chłopakom niespodziankę. – powiedziała i mrugnęła do mnie.

- Co zniszczyliście? – zwróciłam się do chłopaków, gdy byłyśmy na dole.

- A nic, nic. – James zrobił minę niewiniątka i zasłonił Carlosa, który właśnie zbierał coś z ziemi.

- Przecież słyszałyśmy tłuczone szkło. – poparła mnie Gabi. Próbowałyśmy zobaczyć coś za plecami szatyna.

- Musiałyście się przesłyszeć. – zaparł się Logan i razem z Kendallem całkiem zasłonili Carlita.

- No dobra, nie będziemy się z wami kłócić. – skapitulowałyśmy.

- A wiecie, że mamy gości? – zagadnęłam.

- Kogo? – zdziwili się.

- Chodźcie! – krzyknęłyśmy w stronę schodów, z których po chwili zeszły dziewczyny.

- Aga! - wydarł się Carlos, podrywając się do góry i zrzucając z szufelki resztki wazonu.

- Carlos! – wydarli się na niego chłopcy.

- A więc wazon... – pokiwałyśmy głowami z dezaprobatą. Latynos jednak nie zwrócił na nas najmniejszej uwagi, tylko podbiegł do dziewczyn. Jednak zatrzymał się przed Agnieszką, trochę speszony.

- Hej. – pomachał jej skrępowany.

- No przywitaj się! – dodała mu odwagi, rozkładając ramiona. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać i już po chwili przytulili się.

- Awwwww! – pisnęłyśmy cichutko do siebie z Gabi i Julą.

- Nie przedstawicie nas? – powiedział Kendall, podchodząc do nas z Jamesem i Loganem.

- Ach, bo wy się nie znacie! W takim razie chłopcy przedstawiamy wam Julię Kwarc. Julio, poznaj wariatów, tzn. Jamesa, Logana i Kendalla. – uśmiechnęłam się do nich.

- Oj, grabisz sobie. – zwrócił się do mnie Kendall i wszyscy uścisnęli rękę Julii. Nawet Carlos, który skończył się już witać z Agą.

***

- Ej, ej. A gdzie one będą spać? – spytałam po chwili, gdy uświadomiłam sobie, że są tu tylko 3 pokoje gościnne.

- Przecież nie ma najmniejszego problemu! Aga, Julia i ja będziemy spały w gościnnych pokojach, a ty przeniesiesz się do swojego kochanego chłopaka. – odparła Zuza.

- Ja jestem za! – od razu zgodził się Logan. Ja troszkę się wahałam. Byłam zakłopotana tą propozycją. Zauważyła to Julia.

- Wiecie, ja mogę zamieszkać w hotelu. To naprawdę żaden problem! Wy się już znacie, będę tu tylko przeszkadzać. – odezwała się i chwyciła za swoją walizkę. To rozwiało wszelkie moje wątpliwości.

- Nie ma mowy! – zaprotestowałam, wyrywając jej bagaż. – Zostajesz tutaj i nie chcę więcej słyszeć podobnych bredni. – oburzyłam się. Dziewczyna rozpromieniała się i podziękowała.

- No to chodźcie na górę. Pokażemy wam pokoje. – Zuza złapała za rękę Agę a ja Julię i pociągnęłyśmy je po schodach na piętro. Ostatecznie Agnieszka zajęła mój pokój, a Julka sąsiedni – wolny. Każdy udał się do siebie, a ja właśnie szłam z walizką do pokoju Logana. Niepewnie weszłam do środka. Chłopak był w łazience, więc zajęłam się wypakowywaniem wszystkiego do szafy, gdzie już miałam przygotowane miejsce. Kiedy skończyłam, ktoś (wiadomo kto J) stanął za mną i przytulił się do mnie. Uśmiechnęłam się, kładąc swoje dłonie na jego rękach. Odwróciłam się w stronę chłopaka i delikatnie go pocałowałam, co z chęcią odwzajemnił. Mogłabym tak stać wiecznie, ale kiedyś trzeba się umyć ;] Po wykonaniu tej czynności od razu wsunęłam się pod kołdrę i przytuliłam do Logana. Momentalnie oboje zasnęliśmy.

***

Bardzo się cieszę, że dziewczyny dojechały. A że Gabi i Loganowi się układa to już w ogóle! Wszystko jest świetnie. J Nagle zadzwonił mój telefon.

- Halo?

- Witam. Tutaj dr Chrzanowska. Przepraszam, że dzwonię o tej porze, ale ta sprawa nie może czekać. – usłyszałam jakąś kobietę, mówiącą po polsku…
 
A na pocieszenie za to... coś... dam Wam kilka świetnych gifów ^^ :
 
 
 

środa, 28 listopada 2012

Rozdział 14

Hejka! I jest nowy rozdział! Wiecie co dzisiaj jest? TAK! Dziś mijają 3 lata od czasu pilotażowego odcinka BTR w USA, czyli 3 lata Big Time Rush! Właśnie dlatego cały dzień pisałam ten rozdział, żeby go dodać. Ufff! Udało się :D No to zapraszam i dziękuję w tym dniu wszystkim Rusherkom  ;*** Kocham Was! ♥
Ps.: Zapraszam również na fantastyczne blogi 4 wspaniałych dziewczyn: Agu (o 1D, ale jest boooski :D), Kars (o zwykłej dziewczynie, bez sławnych gwiazd - świetny!), Oluś (również zwyczajne postaci - genialne!) i Anuś (kolejny zarąbisty blog zarąbistej dziewczyny ;**). Zapraszam serdecznie! :]

Rozdział 14

Właśnie wróciliśmy z hotelu. Szybko nam poszło, bo razem z Zuzą nie miałyśmy wiele do spakowania (nawet nie zdążyłyśmy się rozpakować!). Poszłam do swojego pokoju, a Zou do swojego.
Po opróżnieniu walizki i zapełnieniu szafy, rozejrzałam się zadowolona po pomieszczeniu. Bagaż wepchnęłam pod łóżko. Usiadłam na nim (łóżku) i sięgnęłam po laptopa. Na skypie właśnie dostępna była Aga. Bez zastanowienia zadzwoniłam do niej, a ona od razu zaakceptowała.
- Hej Aguś! – wyszczerzyłam się do monitora.
- Hejka Gabi! – pomachała mi z uśmiechem.
- Boże! Jak myśmy się dawno nie widziały!
- Aż się za tobą stęskniłam! Chyba pierwszy raz! – zaśmiała się.
- Hahaha. Bardzo śmieszne. – pokazałam jej język. – Jeszcze coś będziesz chciała!
- Oj, to przecież tylko takie żarty. Nie gniewasz się, co nie? – mina szczeniaczka.
- Nie, no co ty. Ja się z natury długo nie gniewam! – roześmiałam się.
- Ale ładny masz pokój hotelowy! Pewnie sporo kosztuje. – próbowała jak najwięcej zobaczyć za moimi plecami.
- Właściwie to jest za darmo. – wyjaśniłam spokojnie.
- Co? – zdziwiła się. – Ach, no tak. W końcu to Mr.Schmidt za wszystko płaci. – pokiwała głową.
- Nie. On też nie płaci za nasze pokoje. – poinformowałam ją.
- No teraz to zgłupiałam. – pogubiła się. W tym momencie ktoś zapukał.
- Proszę! – krzyknęłam. Do środka wszedł Carlito.  
- Poczekaj, zaraz wracam. – powiedziałam do Agi i podeszłam do Carlosa.
- Z kim…
- Ciii! – zakryłam mu ręką usta. Zdziwiony uniósł brew, ale się zamknął. Wróciłam przed laptop.
- Kto to był? – spytała dziewczyna. Momentalnie zauważyłam wyszczerz na twarzy Carlosa.
- Boj hotelowy. – odpowiedziałam. Chłopak spojrzał na mnie z miną „Serio?”, ale nic nie powiedział.
- A co chciał? – drążyła.
- A co cię to obchodzi? Chcesz jego numer? Jak tak, to ci podam. – zażartowałam.
- A ładny chociaż? – podjęła temat.
- No… Zdania są podzielone xD – to się chyba mu nie do końca spodobało. Miałam nadzieję, że niedługo wyjdzie, ale zamiast tego oparł się o drzwi i BEZCZELNIE dalej słuchał naszej rozmowy.
- To zrób mu zdjęcie, a ja sama ocenię. – stwierdziła.
- Nudzi ci się? Nie masz co robić? – zapytałam.
- I tu mnie masz! Nie ma nic do roboty bez was! A właśnie! – pacnęła się w czoło. – Miałam do was zadzwonić, ale skoro już rozmawiamy, to ci powiem. Rodzice Julii chyba się zgodzą! – pisnęła.
- Jeeej! Już się nie mogę doczekać aż do nas dołączycie! Gdybyś tu była, to bym się na ciebie rzuciła i cię wyściskała! – powiedziałam. Wtedy Carlito rozłożył ramiona z uśmiechem, a ja wybuchłam śmiechem, na co zrobił obrażoną minę i odwrócił się do mnie plecami.
- Wiesz, że możesz wyjść? Drzwi nie są zamknięte. – zasugerowałam, zapominając, że nadal rozmawiam z Agą.
- Do kogo mówisz? – spytała zdziwiona.
- Eeeee… - szukałam jakiejś wymówki, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
- Więc? – ponaglała.
- No dobra. – zrezygnowałam z dalszego ukrywania tego, gdzie jesteśmy. – Choć tu, mój boju hotelowy. – zaśmiałam się i machnęłam ręką na Carlosa.
- Wypraszam sobie! – zaprotestował, a po chwili już był przy mnie.
- Hejka Aga! – pomachał entuzjastycznie do zdziwionej dziewczyny.
- Carlos? A co ty robisz w hotelu dziewczyn? I dlaczego Gabi twierdzi, że jesteś jakimś bojem?
- Widzisz, my wcale nie jesteśmy w żadnym hotelu. Ona cię nabrała! – wskazał na mnie palcem, a ja tylko uśmiechnęłam się przepraszająco do kamerki.
- Zaraz. Nic już nie rozumiem. – biedaczka pogubiła się zupełnie. Carlito wziął mojego laptopa.
- Hej! Odłóż to na miejsce! Bo mi zepsujesz! – oburzyłam się.
- Spokojnie, nic się nie stanie. – zaśmiał się. Gdy stanął na środku pokoju, zaczął kręcić się w kółko.
- Witam w domu BTR! – wydarł się.
- Stój kretynie! Bo mi zniszczysz kompa! – krzyknęłam na niego.
- Przecież już ci powiedziałem, że nic się nie stanie. – chyba próbował mnie uspokoić, ale raczej mu nie wyszło. Nagle zachwiał się i potknął o dywan.
- Uważaj! – krzyknęłam, ale za późno. Laptop wypadł mu z rąk i roztrzaskał się o podłogę. Carlito spojrzał na mnie z przerażeniem. Popatrzyłam na niego z żądzą mordu w oczach i rzuciłam się w jego stronę. Chłopak zaczął uciekać i choć był szybszy, to nagle wstąpiły we mnie jakieś „nadprzyrodzone siły” i dosłowne deptałam mu po piętach.
- Zabiję! – darłam się za nim.
- Ratunku! – krzyknął do Logana, którego właśnie mijaliśmy w korytarzu. Szatyn, nie pytając o co chodzi, wyciągnął ręce w moją stronę tak, że wpadłam w jego ramiona.
- Puść mnie! – próbowałam się wyrwać, ale nie mogłam. „Cholera! Gdzie są teraz te moje ‘nadprzyrodzone siły’!” – pomyślałam.
- O co chodzi? – spytał spokojnie.
- Ten kretyn zepsuł mi laptopa! – wyjaśniłam.
- Przepraszam! Nie chciałem! – krzyknął Carlos z salonu. Bał się podejść bliżej. I słusznie! W tym momencie wydrapałabym mu oczy!
- W dupie mam twoje przeprosiny! – odkrzyknęłam. – One nie naprawią mi kompa!
- Hej! Spokojnie! – Logan, rozbawiony sytuacją, próbował mnie uspokoić.
- Jak mam być spokojna, skoro ten… aż brak mi słów... – zacięłam się. – rozwalił mi nowy, drogi sprzęt? – już spokojniejszym tonem skończyłam.
- W końcu to tylko maszyna. Nie jest nie do zastąpienia. – stwierdził.
- Ehh.. Masz rację. – poddałam się i przytuliłam do chłopaka. MOJEGO chłopaka :D Ścisnęłam go jeszcze mocniej.
- Coś się stało? – uśmiechnął się i delikatnie odsunął od siebie.
- A musiało się coś stać? Nie mogę się od tak po prostu przytulić do swojego chłopaka? – odwzajemniłam gest.
- Masz moje pozwolenie. – zaśmialiśmy się oboje, po czym pocałowaliśmy się. W tym momencie już nie było we mnie ani grama złości.
***
Wreszcie skończyłam się rozpakowywać! Ufff… Co za ulga. Zakręciłam się w kółko i opadłam na łóżko. Gapiłam się tak w sufit, gdy nagle usłyszałam jakieś krzyki. Leniwie podniosłam się i ruszyłam na korytarz. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam, jak Carlito, goniony przez Gabriellę, zbiega po schodach. W tym samym czasie ze swojego pokoju (z naprzeciwka) wyjrzał Kendall. Kiedy tamta dwójka zniknęła na dole, spojrzeliśmy na siebie z blondynem i wybuchliśmy śmiechem.
- O co poszło? – spytał, troszkę już uspokojony.
- Nie mam pojęcia. – z trudem wykrztusiłam w odpowiedzi, gdyż dostałam głupawki (znowu…) i nie mogłam przestać się śmiać. W pewnym momencie dostałam czkawki, przez co tym razem Kends nie mógł się powstrzymać od rechotu.
- Czekaj, zaraz przyniosę ci wodę. – powiedział i zataczając się jak piany, przez swój wybuch radości, zszedł po schodach do kuchni. Potrząsając z dezaprobatą głową, wróciłam do swojego pokoju i ponownie usiadłam na łóżku, czekając na blondaska. Bardzo szybko pojawił się z powrotem ze szklanką w ręku. Podał mi ją i usiadł koło mnie. Upiłam trochę wody, ale to nic nie dało. Wstrzymałam więc oddech i po ok. 30 sekundach czkawka przeszła.
- Już? – spytał Kendizzzle.
- Tak. Wreszcie! – odetchnęłam z ulgą. Zachciało mi się pić, więc dalej żłopałam wodę. Wokół panowała cisza. Ale nie była uciążliwa. Nagle zadzwonił telefon Schmidta. Wystraszony chłopak podskoczył na ten dźwięk i spadł z łóżka. Wyglądało to tak komicznie, że aż wyplułam wodę! I znowu zaczęłam się śmiać.
- Hahaha. Naprawdę to takie śmieszne? – zapytał pochmurnie. Kiwnęłam głową, nie mogąc wykrztusić słowa. – Uważaj, bo zaraz dostaniesz czkawki. – burknął i odebrał telefon. Przyłożyłam poduszkę do twarzy, żeby nie przeszkadzać mu w rozmowie.
- Coś się stało? – spytał przez komórkę. – Dobrze, już jedziemy. Do zobaczenia. – zakończył.
- Kto to był?
- Nasz menager. Musimy natychmiast jechać do studia. Lecę po chłopaków. Pa! – na pożegnanie pocałował mnie w policzek, ale jakoś tak niebezpiecznie blisko ust… Wyleciał z pokoju i po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Zeszłam na dół, do Gabi. Zastałam ją w salonie.
- To co robimy? Chyba długo ich nie będzie… - zwróciłam się do dziewczyny.
- Może urządzimy sobie babski dzień u mnie w pokoju? Zrobimy kupę żarcia i będziemy oglądać filmy wylegując się cały dzień w łóżku? – zaproponowała.
- A co? Lenia masz? – spytałam.
- Każdy ma taki dzień.  A mój jest właśnie dziś. – przeciągnęła się sennie. Muszę jednak przyznać, że przypadł mi do gustu jej pomysł i po niecałej godzinie siedziałyśmy wykąpane, w pidżamach, otoczone przez jedzenie w sypialni Włoszki, w której zasłoniłyśmy okna, żeby wyglądało to na wieczór, choć było dopiero południe. Wybrałyśmy pierwszy film i rozwaliłyśmy się na łóżku.
*w nocy*
Chłopców jeszcze nie ma, a dochodzi 22. Właśnie oglądałyśmy jakichś horror, którego tytułu nawet nie kojarzę. Nagle na dole usłyszałyśmy otwierane drzwi.
- Chyba wrócili. – powiedziała Gabi, ale wydała mi się jakoś taka nie przekonana.
- Chyba… - powtórzyłam. Rzeczywiście było w tym coś dziwnego. Zawsze kiedy oni skądś wracają, to przy wejściu słychać ich od razu. A teraz? Cisza… Coś zaczęło skrzypieć i stukać na dole. Spojrzałyśmy na siebie przerażone.
- Idź sprawdzić. – zaproponowała Gabriella.
- Ja? A dlaczego ja? – nie paliłam się do tego zadania.
- Bo ja za bardzo panikuję. Ty jesteś dużo spokojniejsza. – odparła.
- No dobra. – zgodziłam się po chwili.
- Tylko pamiętaj. Cicho i dyskretnie. – poinstruowała mnie.
- Przecież zawsze jestem cicha i dyskretna. – oburzyłam się. Wygramoliłam się z pościeli, założyłam szlafrok i ruszyłam w stronę drzwi. W pewnym momencie jednak poślizgnęłam się na rozlanym przez nas wcześniej soku i runęłam na ziemię. Po domu rozległ się huk.
- Brawo za dyskrecję! – powiedziała ironicznie.
- Nie ma za co. – odpowiedziałam tym samym tonem. I wtedy właśnie usłyszałyśmy kroki na schodach. Poziom adrenaliny gwałtownie wzrósł. Podniosłam się z ziemi i przytuliłam się do Gabi, a ona do mnie. W ciszy czekałyśmy na rozwój wydarzeń. Przed drzwiami ktoś gorączkowo szeptał, po czym wszedł do środka…


Taaa-daaa-daaam... CDN :) I jak wrażenia? Mam nadzieję, że się spodobało. To do nastepnego! ;**