PROLOG
Był 1 lipca.
Mój chłopak -Bartek- umówił się ze mną na 18 w „Don Vittorio”. Przez telefon
miał podekscytowany głos, co bardzo rzadko się zdarzało. Powiedział, że ma dla
mnie ważną wiadomość, która na pewno mnie ucieszy. Nie mogąc się doczekać zaczęłam
się szykować już o 15. Przez pół godziny przymierzałam po kolei wszystko, co
według mnie pasowało do wspólnej kolacji we dwoje. Niestety stwierdziłam, że
nie mam nic odpowiedniego (chociaż szafa pękała w szwach J), więc „pożyczyłam” kartę mojego taty
i ruszyłam na zakupy. Wiedziałam, że nie będzie się gniewał- w końcu jestem
jego ukochaną córeczką! Po ok. godzinie łażenia po sklepach znalazłam wreszcie
coś odpowiedniego. Była to piękna, rozkloszowana sukienka przed kolano, różowa,
z rękawami do łokci. Do tego postanowiłam założyć perełki i lakierowane
szpileczki. Już miałam wychodzić, kiedy w oczy rzuciła mi się czarna
kopertówka, idealnie pasująca do reszty stroju. Po kupieniu wszystkiego
wróciłam do domu i zaczęłam przygotowania. Do wyjścia miałam półtorej godziny.
Szybko umyłam włosy, a kiedy włączyłam suszarkę zadzwonił telefon. Spojrzałam
na ekran i uśmiechnęłam się. Dzwoniła moja przyjaciółka, Agnieszka.
- No hej. -
przywitałam się z uśmiechem.
- Oho,
widzę, że humorek dopisuje. - z tonu jej głosu wywnioskowałam, że też się
uśmiechnęła.
- I to jak.
Właśnie szykuję się na romantyczną kolację z Bartkiem. - pochwaliłam się.
- A co to za
okazja?
- Właściwie,
to nie wiem… - przyznałam szczerze.
- Jak to nie
wiesz? – zaśmiała się.
- No… nie
wiem. Jak zadzwonił, to poinformował mnie tylko, że ma mi coś ważnego do
powiedzenia. Był bardzo podekscytowany.
- Mam
nadzieję, że o wszystkim mi potem opowiesz.
- Oczywiście,
jak mogłabym tego nie zrobić. – obiecałam. Zawsze mówiłyśmy sobie wszystko. Nie
miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic. – A tak właściwie po co dzwonisz? –
zapytałam.
- A tak
zapytać co robisz. Straaaasznie mi się nudzi… - poskarżyła się.
- No to
przyłaś. Pomożesz mi się przygotować, a po powrocie zrobimy sobie babski
wieczór u mnie w domu, hm? – zaproponowałam.
- A rodzice
i Karolina? – zwątpiła. Karolina to moja młodsza, znienawidzona siostra. Ta
mała wredota zawsze wsadza nos w nie swoje sprawy, przez co nie możemy
swobodnie rozmawiać, kiedy ona jest w domu. Jakimś cudem zawsze wszystko słyszy…
- Spokojnie.
Pojechali na weekend do cioci Ilony na imieniny. Wrócą dopiero jutro wieczorem.
– uspokoiłam ją.
- No to ok.
Zaraz będę. Pa! – powiedziała uradowana i się rozłączyła. Nie minęło 5 minut, a
ona już pukała do moich drzwi. Czym prędzej poszłam otworzyć.
- To od
czego zaczynamy? – zapytała, wchodząc do mieszkania.
- Włosy już umyłam, to teraz przydałoby się je
jakoś…
- Nic więcej
nie mów. – przerwała mi. - Ja się tym zajmę.
Wzięła mnie
w obroty i już po 20 minutach fryzura była gotowa. Moje długie, blond włosy
uformowała w loki, a na czubku głowy zrobiła opaskę z warkocza.
- Teraz
tylko makijaż, sukienka i jesteś gotowa! – zawołała radośnie i zajęła się moją
twarzą. Powieki pomalowała srebrnym cieniem, a oczy podkreśliła czarną kredką,
tworząc coś na kształt „kociego oka”. Intensywnie natuszowała mi rzęsy, po czym
obramowała usta konturówką i pomalowała czerwoną pomadka. Prezentowałam się
całkiem całkiem.
- Dobra.
Teraz kreacja. – powiedziała i spojrzała na zegarek. – Luzik, mamy jeszcze 30
minut.
- Ok. To ja
idę się przebrać. – mówiąc to wstałam i ruszyłam do łazienki, gdzie już
wcześniej przygotowałam sobie sukienkę i dodatki.
- Byle
szybko, bo chcę cię popodziwiać przed wyjściem! – krzyknęła z pokoju, czym
wywołała uśmiech na mojej twarzy. W ekspresowym tempie wystroiłam się i wyszłam
pokazać się Agu. Na mój widok szczęka jej opadła - dosłownie. Rozśmieszyła mnie
tym strasznie.
- Przecież
aż tak dobrze być nie może! – wykrztusiłam nadal się śmiejąc.
- Pewnie, że
nie. – spojrzała na mnie unosząc brwi. – Jest dużo lepiej! Dziewczyno, nawet
nie wiesz jak ja chciałabym tak wyglądać. – powiedziała z uznaniem.
-
Przesadzasz. Dobrze wiesz, że jesteś tak ładna jak ja. Pamiętasz wakacje w Los
Angeles? – mówiąc to wywołałam u nas obu niepowstrzymany atak śmiechu.
- No jasne! Na
samo wspomnienie min tych dwojga nie mogę się opanować! – wydukała między
jednym a drugim parsknięciem. Podczas tamtych wakacji poprosiłyśmy przechodzącą
parę o zrobienie nam zdjęcia. Chętnie się zgodzili, a kiedy kobieta pokazywała
je po zrobieniu mężowi, tamten nagle wypalił: „Ładne bliźniaczki. Stąd?”. Obie
jak na zawołanie zakrzyknęłyśmy: „Nie jesteśmy bliźniaczkami!”, po czym
popatrzyłyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem. Kiedy już się uspakajałyśmy i
spojrzałyśmy na parę, zobaczyłyśmy, że patrzą się na nas jak na dwie wariatki z
szeroko otwartymi oczami. Nie mogłyśmy się powstrzymać…
- Jak tak
się zastanowić, to naprawdę jesteśmy podobne. – zagadnęłam po jakichś 10
minutach.
- Wiesz…
Masz rację. – powiedziała po krótkim zastanowieniu. – To co, bliźniaczko, do
zobaczenia za ok. 2 godziny?
- Ach, no
tak! Randka! – wykrzyknęłam i wypadłam z domu. Tylko słyszałam, jak Aga znowu
zaczęła się strasznie śmiać, ale mnie nie było wesoło. „Jeśli się nie
pośpieszę, to nie zdążę!”- pomyślałam i przyspieszyłam kroku. Kiedy dochodziłam
do restauracji była 17.52. „Udało się”- uspokoiłam samą siebie i weszłam do
środka. On już czekał. Zajął nam stolik przy oknie. „Jak on mnie dobrze zna –
uwielbiam miejsca z widokiem.” Ubrany był w kremową koszulę w pionowe paski i
ciemne dżinsy. Zauważył mnie i pomachał, a ja w odpowiedzi uśmiechnęłam się
najpiękniej jak umiałam. Cmoknęłam go w policzek i usiadłam. Bartek praktycznie
od razu zaczął mówić:
- Mam super
wieści! Po prostu spadniesz z tego krzesła jak ci wszystko opowiem!
- No to
gadaj! – zachęciłam go. – Umieram z ciekawości od twojego telefonu!
- No więc
tak. Jak wiesz, ostatnio graliśmy z chłopakami na 10-leciu banku (muszę dodać,
że mój chłopak razem z kumplami gra w zespole – występują okazjonalnie, ale
nadal marzą o wielkiej karierze).
- No wiem. I
co z tego?
- Trochę
cierpliwości. Zaraz wszystkiego się dowiesz.
- Ok, ok.
Już nic nie mówię. – obiecałam i czekałam na dalszy ciąg.
- Okazało
się, że na tej imprezie był sam Kent Schmidt! – wykrzyknął, czym zwrócił
uwagę najbliżej siedzących.
- Nadal nie
wiem o co…
- Ciii… -
przerwał mi Bartek.- Daj skończyć! – posłusznie zamilkłam. – Wiesz kim on jest?
– zapytał przejęty. Pokiwałam tylko przecząco głową.- Producentem muzycznym! –
zawołał jeszcze bardziej podekscytowany. – Dyrektor banku to jego dobry
znajomy. Powiedział nam po występie, że może spróbować zrobić z nas gwiazdy!
Zapytał, czy zgadzamy się na rozpoczęcie wielkiej kariery, a że oczywiście
żadnego sprzeciwu nie usłyszał, ogłosił tylko nasz wyjazd do Los Angeles żeby
nagrać demo! Wiesz jaka to dla nas szansa?! – mówił szybko, ale i tak
zrozumiałam wszystko i (powiem szczerze) nie bardzo mnie ucieszyło to, co
usłyszałam. Na początku byłam zachwycona, ale kiedy wspomniał o wyjeździe, to
mina mi zrzedła. Chłopak to zauważył i spytał:
- Nie
cieszysz się? Nie wiesz co to dla mnie znaczy? – zdziwił się, a ja wyczułam w
tonie jego głosu smutek i żal. Chyba nie tak wyobrażał sobie moją reakcję, ale
czego się spodziewał?
- Nie, to
nie tak. Oczywiście wiem, że taka okazja już się nie powtórzy, ale mam jedno
pytanie.
- Jakie?
Zebrałam się
w sobie i wyrzuciłam jednym tchem:
- Kiedy i na
ile wyjeżdżasz?
Wtedy
sposępniał, co nie uszło mojej uwadze,
ale nie odpowiedział. Ponowiłam pytanie, drżąc ze zdenerwowania i czekałam.
Wreszcie Bartek zaczął mówić:
- Zou (czyt.
Zu), żeby było jasne, ja nie chcę z tobą zrywać.- „Oho!”-pomyślałam-„Ciekawie
się zaczyna!”. Chłopak po dłuższej pauzie kontynuował- Wyjeżdżamy pojutrze na
kilka miesięcy, może na dłużej jeśli się spodobamy.
Zamurowało
mnie. Powiedział, że nie chce zrywać, ale mamy nie widzieć się przez miesiące
czy lata? Niedorzeczność!
- Jak ty to
sobie wyobrażasz? – starałam się nie okazać słabości, ale głos mi się załamał.
- Będziemy
rozmawiać na skype, przez telefon. Dam ci mój nowy adres, to będziemy mogli
pisać listy. Uda się, zobaczysz. Przecież w końcu wrócę i będziemy znowu razem.
– Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
- Potrzebuję
czasu do namysłu.- powiedziałam słabo, wstałam i wyszłam na chwiejnych nogach…
***
- Długo jeszcze?! – po raz dziesiąty zawołał Logan przez
drzwi do łazienki.
- Jeszcze 5 minut! – odkrzyknął James.
- Mówisz tak od pół godziny! Nie mamy czasu! Zaraz
wychodzimy, a jeszcze muszę się przebrać! – wrzasnął zdenerwowany szatyn.
- Dobra, dobra. Już wychodzę. – powiedział Maslow i
otworzył drzwi.
- Dziękuję! – rzucił zdenerwowany Logan i zatrzasnął się w
pomieszczeniu. Całej tej scenie przyglądał się ze śmiechem Kendall. Zawsze
bawiły go kłótnie przyjaciół. Nagle do salonu wszedł Carlos. Widząc
uśmiechniętego blondyna i długowłosego nie w humorze domyślił się o co chodzi i
zaczął się śmiać.
- Znowu? – zapytał Kendalla, na co tamten kiwną potakująco
głową i na wspomnienie półgodzinnej, ostrej wymiany zdań również zaczął się
śmiać.
- A wam co tak wesoło? – spytał nadal naburmuszony Logan,
wychodząc z łazienki.
- Już? – James zdziwił się szybkością z jaką jego
przyjaciel zdążył się przebrać. Szatyn tylko zmrużył groźnie oczy i spojrzał na
niego, mówiąc:
- Prawdziwy facet nie potrzebuje 30 minut na zwykłe
ubranie się!
- Ja przynajmniej jakoś wyglądam! Widziałeś swoje odbicie?
Przez ciebie będę miał koszmary! Jak można się tak ludziom na oczy pokazywać!
- Jeszcze jedno słowo a pożałujesz, że nie założyłeś
gorszych ciuchów!
- Grozisz mi? – syknął długowłosy przysuwając się do
Logana.
- Nie chcesz się dowiedzieć co robię, kiedy komuś grożę! –
odsyknął szatyn również się przysówając. Stali tak mierząc się wzrokiem, aż w
końcu obaj wybuchnęli śmiechem.
- Uwielbiam te nasze sprzeczki. – parsknął James.
- Ja też stary. – powiedział Logie.
- My też! – zawołali jednocześnie Carlos i Kendall i
chłopcy uścisnęli się przyjaźnie.
- To co, idziemy? – zapytał latynos i nie czekając na
odpowiedź wyszedł z ich wspólnego domu. Reszta w świetnych humorach podążyła za
nim. To była prawdziwa przyjaźń, której nic nie zepsuje. Nigdy.
Boskie ;*
OdpowiedzUsuń