czwartek, 20 września 2012

Rozdział 3


Dlatego, że mniej mówią po polsku niż po angielsku, to w tym rozdziale pogrubione będą wypowiedzi po polsku!!!

Rozdział 3

- I co teraz? – zapytały jednocześnie Aga i Gabi.

- Spokojnie, zaraz coś wymyślimy… - byłam skupiona jak nigdy dotąd. Bardzo zależało mi na tym spotkaniu, więc nie mogłam poddać się łatwo. – Podsumujmy co o nich wiemy. – zaproponowałam.

- Że jeden nazywa się Kendall. Nawet nie mamy pojęcia ilu będzie miał tych kumpli! – Agnieszka była już trochę zdenerwowana.

- To może jednak spróbujmy popytać tych ludzi… - nieśmiało wtrąciła Gabriella.

- No dobra, raz kozie śmierć. – zgodziłam się. Wszystkie zaczęłyśmy się rozglądać za „pierwszą ofiarą”. Jeździłyśmy wzrokiem od jednej grupki do drugiej. Kiedy już miałam podejść do jakiegoś chłopaka, nagle zauważyłam wysokiego blondyna, dobrze zbudowanego, o pięknych, zielonych oczach… On też na mnie spojrzał i uśmiechną się. Odwzajemniłam uśmiech. Spojrzałam na moje koleżanki, a one właśnie wpatrywały się w jego kolegów, którzy akurat byli odwróceni do nas tyłem. Nie myśląc dłużej ruszyłam w ich kierunku. Dziewczyny poszły za moim przykładem i po kilku chwilach znalazłyśmy się tuż obok nich.

- Cześć. Czy masz może coś, co należy do mnie? – zapytałam z uśmiechem.

- Jeśli o to chodzi, to tak. – odpowiedział wyciągając z kieszeni mój telefon. Chciałam go zabrać, ale blondyn szybko cofnął rękę i schował przedmiot za plecami. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.

- A skąd ja mam pewność, że to na pewno twój? – powiedział z chytrym uśmieszkiem.

- Bo jest mój. – zapewniłam.

- Wiesz, jakoś mnie nie przekonałaś. – zaśmiał się. – Może spróbuj jeszcze raz?

- Jak chcesz. Ja jestem Zuzia, ty jesteś Kendall. Wczoraj… To znaczy dzisiaj dzwoniłeś ok. 2 do mojej przyjaciółki, żeby oddać mi telefon. Ja odebrałam, bo akurat byłyśmy razem. Rozmawialiśmy przez chwilę i zaproponowałeś spotkanie, więc jestem. A teraz możesz mi go już oddać? – wyrzuciłam z siebie jednym tchem całą opowieść.

- Hmmm… Pomyślmy… Nie. – rzucił najzwyczajniej w świecie.

- Nie? Jesteś tego pewny? – zapytałam, kładąc sobie ręce na biodra i stając w wojowniczej pozie. Przyglądał mi się chwilę i kontynuował:

- Tak, jestem pewny. Nie. – gdy tylko to powiedział, spróbowałam szybko wyrwać mu telefon z ręki, którą miał za plecami, ale on najwyraźniej mnie przejrzał i przytrzymał za nadgarstki, sprawnie chowając urządzenie do kieszeni. Starałam się wyrwać, ale trzymał mnie dość mocno, lecz jednocześnie tak delikatnie… Może dlatego za bardzo się nie przykładałam do tego, aby się uwolnić. Dziewczyny, które do tej pory śmiały się z tej sceny (zresztą tak jak i koledzy Kendalla) widząc, że kiepsko mi idzie, w końcu zdecydowały się pomóc. Niestety, gdy tylko spostrzegli to tamci dwaj, zostały szybko powstrzymane. Gabriellę złapał szatyn, a Agę latynos.

- Tak więc zostałaś sama. – zaśmiał się blondyn. – Szybko się od nas nie uwolnicie.

- A chcesz się założyć? – powiedziałam z chytrym uśmieszkiem. – Dziewczyny!

- Słuchamy! – odkrzyknęły. Chłopacy patrzyli na nas z głupimi minami. Nie rozumieli polskiego!

- Mam plan!

- Dawaj!

- Zaczniemy ich łaskotać, to nas puszczą! – ze śmiechem im to powiedziałam.

- Świetnie! – przystały na mój pomysł.

- Na trzy! Raz….. Dwa……

- TRZY! – krzyknęłyśmy razem i przystąpiłyśmy do działania. Po chwili trzej chłopacy leżeli na ziemi. Szybko zabrałam telefon z kieszeni Kendalla.

- Pa chłopcy! – powiedziałyśmy słodko i zaczęłyśmy biec w stronę wyjścia z parku. Na nasze nieszczęście tamci dość  szybko się ogarnęli i ruszyli za nami. Dziękowałyśmy Bogu, że nie założyłyśmy szpilek, tylko baleriny. Gdy wybiegłyśmy z parku, ruszyłyśmy jedną z bocznych uliczek – chciałyśmy ich okrążyć i znowu niepostrzeżenie dostać się do środka. Kiedy zauważyli, że gdzieś skręcamy, krzyknęli tylko: „Hej! To nie fair! My nie znamy okolicy!”, na co my jeszcze bardziej się roześmiałyśmy, a oni przyspieszyli. Postanowiłyśmy się rozdzielić i spotkać w parku.

                                                                       ***

Każda z nas ruszyła w inną stronę. Za mną pobiegł szatyn. Kątem oka zauważyłam, że za Zou ruszył blondyn – to było do przewidzenia! Nie myśląc dłużej o nich, skupiłam się na ucieczce. Po jakiejś minucie spostrzegłam, że nikogo za mną nie ma. Zatrzymałam się i odetchnęłam spokojnie. Chyba go zgubiłam.

- Udało się! – wykrzyknęłam ze śmiechem.

- Co się udało? – zapytał ktoś za mną. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam przed sobą tego chłopaka. Spojrzałam mu w oczy i zaniemówiłam. Miał piękne, hipnotyzujące, brązowe tęczówki. Staliśmy tak chwilę, aż wreszcie się ocknął.

- Teraz mnie popamiętasz. – szepnął mi do ucha i zanim zdążyłam zareagować, przerzucił mnie sobie przez ramię.

- Puść mnie wariacie! – zaprotestowałam ze śmiechem.

- O nie! Musisz dostać nauczkę! – też się zaśmiał. – A tak właściwie, to jak masz na imię? – zapytał.

- Gabi. – odpowiedziałam. – A ty?

-Logan. Miło mi.

- Mnie trochę. – parsknęłam śmiechem. – Mogę już stanąć na ziemi? – poprosiłam.

- No dobra, ale jak obiecasz, że mi nie uciekniesz.

- Ok. – obiecałam. Postawił mnie delikatnie. Chciałam, mimo obietnicy, zerwać się do biegu, ale on okazał się szybszy niż myślałam. Złapał mnie w pasie i powiedział ze śmiechem:

- Toś ty taka? To teraz będę cię tak trzymał całą drogę.

Szczerze mówiąc, ten pomysł nawet mi się spodobał…

                                                                     ***

Biegłam ile sił w nogach. Zauważyłam, że latynos jest coraz bliżej. Przyśpieszyłam. Postanowiłam się gdzieś schować. Gdy tylko znalazłam się w bezpiecznej kryjówce (za żywopłotem), położyłam się na plecach i przymknęłam oczy, oddychając już spokojniej. Kiedy znów je otworzyłam, nade mną pochylał się ten chłopak, który mnie gonił. Chciałam coś powiedzieć, ale on nie dał mi dojść do słowa.

- Nieładnie, nieładnie. – zaśmiał się i podniósł mnie z ziemi. Zanim zdążyłam coś zrobić, już byłam u niego na rękach. Odruchowo objęłam go, żeby nie spaść.

- Co robisz? – zapytałam ze śmiechem.

- Daję ci nauczkę! – odpowiedział rozbawiony.

- A jaką? – drążyłam.

- Będziesz musiała spędzić ze mną trochę czasu. – odparł.

- O nie! Proszę! Tylko nie to! – błagałam teatralnie.

- Osz ty! – zaśmiał się i uszczypnął mnie delikatnie w bok.

- Ałć! – krzyknęłam, dusząc się ze śmiechu. – Jak masz na imię? – zapytałam po chwili, nadal chichocząc.

- Carlos. A ty?

- Aga.

- No, w ostateczności może być, ale… - powiedział, udając brak przekonania.

- Co?! – „wkurzyłam się” i jedną ręką zaczęłam go łaskotać.

- Tak pogrywasz? – śmiał się i podrzucił mnie do góry. Pisnęłam i objęła Carlosa mocniej.

- Puścisz mnie już? – poprosiłam.

-Nie.

- Dlaczego?

- Bo mi się to podoba!

- No coś ty! Jestem strasznie ciężka! – zaprotestowałam.

- Ty? Chyba żartujesz! – oburzył się.

- Proszę! – błagałam dalej.

- Nie.

- Proszę! – powtórzyłam z miną szczeniaczka.

- No dobra. – zgodził się wreszcie. – Ale mi nie uciekniesz, co? – uśmiechną się do mnie. Odwzajemniłam gest.

- Nie mam zamiaru. – odparłam.

                                                                     ***

Szczerze mówiąc, to miałam cichą nadzieję, że chłopcy też się rozdzielą i każdy pobiegnie za jedną z nas. Moje prośby zostały wysłuchane. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy zorientowałam się, kto jest za mną i przyspieszyłam. Wpadłam na pomysł. Gdy byłam pewna, że mnie nie zobaczy, wspięłam się zręcznie na drzewo, stojące najbliżej. Kiedy byłam już na górze, ukryta za liśćmi, odetchnęłam z ulgą. Miałam świetny widok. Spostrzegłam, że Kendall stanął centralnie pode mną.

- Wiem, że gdzieś tu jesteś! – zawołał. Chciałam przejść kawałek dalej, ale niestety źle postawiłam nogę i spadłam z krzykiem prosto na chłopaka. Leżeliśmy tak chwilę, a potem razem wybuchliśmy śmiechem.

- Mam cię! – wykrztusił w końcu.

- Chyba raczej ja ciebie! - zauważyłam, bo to ja leżałam na nim.

- Zaraz to się zmieni. – nie zdążyłam zaprotestować, a Kendall przekręcił nas tak, że teraz to on był nade mną.

- To nie fair! – oburzyłam się.

- Nie wszystko w życiu jest fair! – odrzekł i znowu wybuchliśmy śmiechem.

- Dobra, zejdź już ze mnie! – kiedyś musiałam to powiedzieć. Wykonał moje polecenie, a potem pomógł mi się podnieść. Otrzepałam się i spojrzałam na niego. Cały czas mnie obserwował. Nasze oczy się spotkały. Szybko spuściłam wzrok, odwróciłam się i zaczęłam biec.

- Co robisz?! – krzyknął za mną zdezorientowany.

- A jak ci się wydaje?! – odkrzyknęłam ze śmiechem. On też się zaśmiał i pościg zaczął się na nowo.

 

1 komentarz: