czwartek, 20 września 2012

Rozdział 7


Rozdział 7

Obudziłam się. Podniosłam prawą rękę i chciałam przetrzeć nią oczy, ale w momencie zetknięcia się dłoni z twarzą, poczułam straszny ból. No tak. W końcu wczoraj założyli mi szwy. Nadal nie wiedziałam, jak mogłam tak głupio się zachowywać! Chciałam już jak najszybciej opuścić ten szpital, ale jak na razie nie widziałam się jeszcze z lekarzem. Wszystko sobie przemyślałam  i wiedziałam, co robić. Wreszcie drzwi się otworzyły i stanął w nich pan doktor.

- O, widzę, że pani już wstała. To dobrze, bo musimy zrobić badania.

- Ale po co badania? Czuję się dobrze. – zaprotestowałam.

- Bez obaw. To tylko badania kontrolne, które mają na celu sprawdzenie, czy rzeczywiście już nic pani nie dolega. – wyjaśnił.

- A kiedy mogę wrócić do domu? – zapytałam.

- Jak tylko będziemy mieli wyniki i potwierdzi się to, że jest pani zdrowa. – odpowiedział. Strasznie się ucieszyłam. Wiedziałam, że nic mi nie jest. Wczoraj było gorzej. Byłam bardzo osłabiona, więc od razu dali mnie pod kroplówkę, ale dzisiaj wszystko wróciło do normy. Tak jak myślałam, wyniki pokazały, że całkowicie wyzdrowiałam i mogłam zbierać się do wyjścia. Szybko spakowałam do plecaka to,  co przywiozły mi dziewczyny i ruszyłam w stronę drzwi. Otwierając je, zderzyłam się z kimś.

- Ojej! Przepraszam! – mówiąc to, spojrzałam na tego kogoś i zobaczyłam…

- Gabi! – wykrzyknęłam i rzuciłam się na moją przyjaciółkę. Ucieszyłam się tak dlatego, że wczoraj nie miałam okazji się z nią zobaczyć (kiedy przyszły dziewczyny, spałam). Ale był jeszcze jeden powód. Poprzedniego dnia dałam jej sms-em pewne zadanie…

- I co? Masz to? – od razu zapytałam.

- Tak, tak. Mam. – odpowiedziała z uśmiechem. Jeszcze raz ją wyściskałam.

- A gdzie Aga? – po chwili zorientowałam się, że jej nie ma.

- Czeka w samochodzie.

- Ale skąd wy wiedziałyście, że dzisiaj wychodzę? – dotarło do mnie (również z opóźnieniem), że ja nic im nie mówiłam.

- Kiedy przyjechałyśmy zaraz po karetce i zaczęłyśmy o ciebie pytać, to lekarz powiedział, że informacji może udzielić tylko komuś z rodziny, więc Aga udała, że jest twoją siostrą. Podała mu swój numer i prosiła o kontakt, gdyby coś się stało. Żałuj, że nie widziałaś jej miny, gdy rano zadzwonił do niej ten lekarz. Myślałam, że na zawał zejdzie! Na szczęście okazało się, że chciał tylko poinformować nas, że możemy cię odebrać. Od razu wsiadłyśmy w samochód, no i jesteśmy! – zakończyła, robiąc gest w stylu „ta-dam!”, na co ja się zaśmiałam. Lubiłam tą jej paplaninę.

- Dziękuję. – posłałam jej uśmiech. – Za wszystko.

- Nie ma za co. – odparła, odwzajemniając gest. Nie czekając dłużej, złapałam mój plecak i udałyśmy się na parking.

                                                         ***

(w tym samym czasie)

 Siedziałam w samochodzie, czekając na moje przyjaciółki. Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam nieznany mi numer. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha.

- Halo?

- Dzień dobry. Nazywam się James Maslow. – zaczął ten ktoś po angielsku. – Czy dodzwoniłem się do Agnieszki? – spytał.

- Tak. Ale skąd masz mój numer? Ja cię nie znam. – odparłam zdziwiona.

- Widzisz, jestem kolegą Zuzi. Dała mi twój numer w razie czego. Mówiła, że tobie można zaufać. Umówiłem się z nią, że pokaże mi miasto, bo ja nikogo innego tu nie znam…

- Przepraszam, że przerywam, ale ona nic mi nie mówiła, że ma kolegę ze Stanów (poznałam po akcencie), a tym bardziej, że on ma tu przylecieć. Jesteś pewny, że ją znasz? – zwątpiłam.

- Oczywiście! Bo widzisz, moi rodzice znają się z jej rodzicami. Przyjechałem w odwiedziny, ale nikogo nie zastałem w domu, a Zuzia nie przyszła na spotkanie. Powiedz, czy coś się stało? – spytał.

- Niestety, chyba nie powinnam…

- Spokojnie. Mnie też można zaufać. – tym razem to on mi przerwał.

- Powiem tyle, że Zuzia teraz nie jest w stanie z tobą porozmawiać.

- A można jaśniej? – drążył.

- Naprawdę nie mog… - urwałam, gdyż usłyszałam w słuchawce: „Stary, nie widziałeś gdzieś mojej…”

- Ciiii! – uciszył tego kogoś James. Zaraz, zaraz… Ten głos… Gdzieś go już słyszałam… Czy to nie jest czasem…

- Carlos?! – zapytałam do słuchawki. – Czy ja tam słyszę Carlosa?!

- Nie wiem o kim…

- Kim ty jesteś! – krzyknęłam.

- Już mówiłem, James Maslow. – odparł.

- To w takim razie co tam z tobą robi Carlos? – nastała cisza. - No mów! – zażądałam. Wtedy on się rozłączył. Bez zastanowienia wybrałam numer Kendalla. Odebrał po 2 sygnale.

- Co wy do cholery wyrabiacie! Kto do mnie dzwonił?! I po co?! Gadaj zaraz! – wybuchłam. Byłam wściekła! Przecież już mu wczoraj mówiłam, że nie dowie się ode mnie, co się stało. Zou by tego nie chciała.

- Posłuchaj. Wiem, że możesz być lekko zdenerwowana…

- Lekko zdenerwowana?! – przerwałam mu. – Człowieku! W co ty się bawisz?! Chcesz pogadać, to dzwoń normalnie, a nie każ załatwiać tego koledze!

- A odebrałabyś ode mnie? – zapytał spokojnie. Nic nie odpowiedziałam. - No właśnie. – kontynuował. – Posłuchaj. Martwię się, ok? Zresztą nie tylko ja. Logan i Carlos też. Całą noc zastanawialiśmy się, co się dzieje. Czy to tak trudno udzielić nam jednej, prostej informacji, żebyśmy mogli być spokojni? Proszę, powiedz. Co się stało? – nadal milczałam. Zastanawiałam się nad odpowiedzią. Nie chciałam mówić wszystkiego, bo nie wiedziałam, czy Zuzia tego chce, ale po tym co usłyszałam, uznałam, że powinnam coś im jednak powiedzieć.

- Nie musicie się martwić. Żadnej z nas nic nie jest. – wydusiłam z siebie po chwili. – Wszystkie jesteśmy bezpieczne i nic nam nie grozi.

- Czyli nie powiesz, co się wczoraj stało?

- Przepraszam, ale nie mogę. Tylko Zuza ma prawo poinformować cię o tym, co wczoraj miało miejsce. – odparłam.

- Dziękuję. Chociaż trochę mnie uspokoiłaś.

- A może się spotkamy i spokojnie wszyscy porozmawiamy? – zaproponowałam.

-  Niestety nie możemy. Dzisiaj wracamy do Los Angeles.

- Co?! – zdziwiłam się. – To już więcej się nie zobaczymy? – zrobiło mi się smutno.

- Może przyjedziecie na lotnisko? – spytał.

- A o której macie lot?

- O 12.

- Ok. To będziemy tak o11.30, pasuje?

- Pasuje. To do zobaczenia.

- Do zobaczenia. – pożegnałam się i schowałam telefon do kieszeni. Po chwili zauważyłam idące ku mnie dziewczyny. Kiedy tylko wsiadły Zuza powiedziała:

- Teraz kierunek dom, a jak tylko się ogarnę, ruszamy na lotnisko.

- To już wiesz? – zdziwiłam się.

- Tak. Musimy się spieszyć, bo jest 11. Jedź już! – nie pytając o nic więcej odpaliłam silnik.

                                                          ***

- Chłopaki, jednak się nie udało. – do pokoju, w którym siedziałem z Loganem, wszedł James, a za nim ze spuszczoną głową maszerował Carlos. – Już prawie nasz plan wypalił, ale wtedy Carlos dał o sobie znać i Aga go rozpoznała. – wyjaśnił.

- Przepraszam, ale nic nie wiedziałem o waszym planie. – bronił się Carlos.

Kilka minut wcześniej…

- Wymyśliłem! – nagle wykrzyknął Maslow, co spowodowało, że ja i Logi podskoczyliśmy wystraszeni.

- Co wymyśliłeś. – zapytałem.

- No sposób na dowiedzenie się czegoś o tych waszych nowych koleżankach! – wymieniliśmy z Hendersonem pełne nadziei spojrzenia i już po chwili siedzieliśmy zaciekawieni obok chłopaka.

- No to mów! – popędziłem go.

- Słuchajcie… – przerwał dla napięcia. – Zadzwonimy do nich. – na te słowa oboje z Loganem opadliśmy zrezygnowani na oparcie kanapy.

- Przecież już próbowaliśmy i nic z tego nie wyszło. – mruknął szatyn.

- Ale kto powiedział, że to wy macie dzwonić? – spojrzałem na Jamesa, nic nie rozumiejąc. – To musi być ktoś, kogo one nie znają, kto nie wyda im się podejrzany!

- Może się udać. – przyznałem po chwili zastanowienia. – Mów dalej.

- Więc zrobimy tak. Dacie mi numer do tej Agnieszki, a ja do niej zadzwonię, udając przyjaciela Zuzi. Powiem, że nie przyszła na spotkanie i zapytam, czy coś się stało. Miejmy nadzieję, że ona w to uwierzy i dowiecie się wreszcie o co chodzi. – widać było po nim, że jest dumny z tego, co wymyślił.

- James, jesteś genialny! – powiedział Logan. – Teraz tylko musimy poinformować o tym Carlita. – dodał.

- Po co. Dowie się później. To dajcie mi ten numer i idę dzwonić. – odparł Maslow. Szybko podyktowałem mu te dziewięć cyferek i długowłosy oddalił się.

- To już i tak nieważne. – powiedziałem. James spojrzał na mnie zaskoczony. Nic dziwnego. W końcu przez ostatnie godziny o niczym innym nie mówiłem, a nagle stwierdzam, że to nie ważne. Musiał być zdziwiony.

- Aga sama do niego zadzwoniła. – wyjaśnił Logan.

- I co? –zainteresował się latynos. Opowiedziałem im naszą krótką rozmowę i wszyscy poszliśmy dokończyć się pakować. W końcu zaraz wylatujemy.

                                                          ***

- Niedługo zejdę! – krzyknęła nam już ze schodów Zuzia. Kiedy tylko Zamknęła drzwi swojego pokoju zagadnęłam Agę.

- A ty skąd wiesz, o której jest samolot?

- No właśnie o to samo chciałam zapytać ciebie. Skoro wiedziałaś wcześniej, kiedy wyjeżdżają, to mogłaś mi powiedzieć. – odparła z wyrzutem.

- A co ci tak na nich zależy! – zdziwiłam się.

- Jak ty możesz tak mówić! Przecież to nasi przyjaciele! Może nie znamy się długo, ale nie mów, że ich nie polubiłaś.

- Nawet ich za dobrze nie znałam. Co cię nagle obchodzi jakaś czwórka chłopaków!

- Teraz tak mówisz, a w parku poza Loganem świata nie widziałaś! – podniosła głos, a ja zdębiałam.

- O czym ty mówisz? – spytałam zaskoczona.

- A ty o czym? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- O Bartku i jego zespole. – odparłam.

- A dlaczego o nich? – zdziwiła się.

- Jak to dlaczego? Przecież dzisiaj o 12 wylatują do Los Angeles! Zuza prosiła mnie, żebym dowiedziała się o której jest lot, bo chciałaby się pożegnać. Ale skoro ty o tym nie wiedziałaś, to o kim mówiłaś? – teraz to ja się zdziwiłam.

- No o… - nie zdążyła dokończyć, bo nagle między nas wpadła Zuzia i pociągnęła za ręce do samochodu.

- Szybko, wsiadajmy już, bo się spóźnimy! – popędzała.

- Dobra, już wsiadamy. – podniosłam ręce w geście obronnym. Tym razem to ja prowadziłam. Szybko wyjechałyśmy z parkingu pod domem Zou i już po chwili kierowałyśmy się w stronę lotniska. Nadal nie wiedziałam o co chodziło Adze. Zaczęłam intensywnie myśleć. „Więc tak… Powiedziała o locie o 12, a wtedy wylatuje samolot do Los Angeles. Mówiła też, że nie chodziło jej o Bartka i jego kumpli. Wspominała coś o Loganie… No nie!” Chyba już zrozumiałam! „Chłopcy lecą do USA?! Obym źle wywnioskowała, błagam! Nie chcę, żeby wyjeżdżali! Przecież dopiero się poznaliśmy! Proszę, żeby to nie była prawda!” Mocniej ścisnęłam rękoma kierownicę ze zdenerwowania. Aga spojrzała na mnie, a ja na nią. W moim wzroku czaił się smutek i żal. Bezgłośnie poruszyłam ustami, mówiąc: „Chłopcy odlatują?” Na to ona smętnie kiwnęła głową. Całą drogę nikt się nie odezwał. Wreszcie dotarłyśmy na miejsce. Wysiadłyśmy z samochodu i pośpiesznie udałyśmy się do drzwi wejściowych. 

 

2 komentarze:

  1. Piękne, wpadnij do mnie http://siwa235.pinger.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne ;) i like it :* (y)

    OdpowiedzUsuń